Kiedy jesienią zeszłego roku, zamieściłam na blogu post ‘Uciekła mi jesień…’, nie przypuszczałam, że wirus ponownie pokrzyżuje mi plany zwiedzania
i poznawania Szkocji na wiosnę. Jesienią okropna infekcja wyłączyła mnie na 3
tygodnie z pracy i na blisko dwa miesiące z normalnego życia. Tej wiosny wirus
ponownie pokrzyżował mi plany (na szczęście nie byłam, nie jestem i mam nadzieje, że nie zachoruje).
Szkocja jest nadal zamknięta. Kawiarnie, restauracje, puby
nie zostały wciąż otwarte, a w sklepach, środkach komunikacji i innych
miejscach użyteczności publicznej nadal obowiązują obostrzenia i reżim sanitarny.
Można już na szczęście wejść do parków i na plaże, ale wszystkie muzea, kina,
teatry nie działają, jak również wszelkie inne imprezy masowe zostały odwołane.
O centrach miast już nie wspomnę. Zazwyczaj tętniące życiem główne ulice, świecą
pustkami. Wygląda to dość przygnębiająco. Dodatkowo brak na nich, wszechobecnych
tu o tej porze roku, wiszących koszy i donic z kwiatami.