Pokojowa, ekologiczna i duchowa. Tak najkrócej
można opisać zamieszkującą Ekowioskę, w pobliżu Forres, wspólnotę ludzi, którzy
postanowili żyć według własnych reguł, 'kontestując' porządek otaczającego ich świata.
Fundacja Findhorn - Ecovillage, bo o niej tu mowa, jest usytuowana na wybrzeżu
zatoki Findhorn Bay, tuż u jej ujścia do zatoki Moray Firth. Swoim kolorem i nietuzinkowością
powstałych tu domów, zdecydowanie odróżnia się, od jak okiem sięgnąć szarej szkockiej
architektury. Bardziej przypomina kolorową wioskę położoną nad norweskim
fiordem niż miejscowość w dalekiej północnej Szkocji.
Jedyna
skaza na tym sielskim obrazku, to baza wojskowa, która dosłownie przez plot sąsiaduje
z terenem należącym do fundacji.
Miejsce to przyciągało mnie od dawna,
ale nie tylko ze względu na nietuzinkowość żyjących tu ludzi, ale ze względu na
bogatą ofertę kulturalną, od sztuk teatralnych poczynając, przez kameralne
koncerty i wystawy sztuki, na współudziale w organizacji lokalnych festiwali kończąc.
Kilka lat temu wpadła mi w ręce ulotka prezentująca fundacje. Z niej też dowiedziałam
się o tej wspólnocie i o początkach jej powstania.
Początki wspólnoty sięgają roku 1962, kiedy to trójka przyjaciół- Peter i Eileen Caddy i Dorothy McLean, jak sami stwierdzili, idąc za wezwaniem ‘wewnętrznych głosów’, zamieszkali w niewielkiej przyczepie kempingowej, nad brzegiem morza, w okolicach Kinloss i Findhorn. Wszyscy troje żywo interesowali się rozwojem życia duchowego i ekologią. Ponadto chcieli odciąć się od cywilizacji i żyć zgodnie z naturą, jak najmniej ingerując w otaczającą ich przyrodę. Ich specjalnością stała się ekologiczna uprawa warzyw. Dzięki szczególnym metodom uprawy osiągały one niespotykane rozmiary, budząc niemałe zainteresowanie i przyczyniając się do rozsławienia tego miejsca u lokalnych mieszkańców i farmerów.
Początki wspólnoty sięgają roku 1962, kiedy to trójka przyjaciół- Peter i Eileen Caddy i Dorothy McLean, jak sami stwierdzili, idąc za wezwaniem ‘wewnętrznych głosów’, zamieszkali w niewielkiej przyczepie kempingowej, nad brzegiem morza, w okolicach Kinloss i Findhorn. Wszyscy troje żywo interesowali się rozwojem życia duchowego i ekologią. Ponadto chcieli odciąć się od cywilizacji i żyć zgodnie z naturą, jak najmniej ingerując w otaczającą ich przyrodę. Ich specjalnością stała się ekologiczna uprawa warzyw. Dzięki szczególnym metodom uprawy osiągały one niespotykane rozmiary, budząc niemałe zainteresowanie i przyczyniając się do rozsławienia tego miejsca u lokalnych mieszkańców i farmerów.
Do trójki zapaleńców stopniowo zaczęli dołączać
inni. Wspólnota zaczęła się sukcesywnie rozrastać się i w latach 80-tych wioska liczyła
już przeszło 300 mieszkańców. Fundacja Findhorn została oficjalnie zarejestrowana
w 1972 roku.
Obecnie Wioska jest znana na całym świecie. Przybywają tu ludzie z różnych zakątków globu szukając duchowego oczyszczenia, medytacji i wyciszenia się. Przyznam się, że przed wizytą w fundacji często zaglądałam na jej stronę internetową. Czytałam też dość dużo o niej w Internecie. Po lekturze tych wszystkich materiałów, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. To co zobaczyłam, było bardziej kolorowe i nie tak odcięte od współczesnego świata jak mogłoby się wydawać.
Obecnie Wioska jest znana na całym świecie. Przybywają tu ludzie z różnych zakątków globu szukając duchowego oczyszczenia, medytacji i wyciszenia się. Przyznam się, że przed wizytą w fundacji często zaglądałam na jej stronę internetową. Czytałam też dość dużo o niej w Internecie. Po lekturze tych wszystkich materiałów, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. To co zobaczyłam, było bardziej kolorowe i nie tak odcięte od współczesnego świata jak mogłoby się wydawać.
Spodziewałam się tu zobaczyć ciche, oddalone od głównych szlaków
komunikacyjnych miejsce, gdzie nieodłącznym elementem krajobrazu będą ubrani w ‘stylu’
Flower Power ludzie i fantazyjnie pomalowane Volkswageny -VW Transporter.
Tymczasem zaskoczył mnie panujący tu ruch. Trudno mi było znaleźć miejsce parkingowe na dostępnym dla odwiedzających parkingu. Na głównej ulicy wioski ilość poruszających się samochodów była tak duża, jak nie przymierzając na Manhattanie, a zmierzające w głąb wioski osoby, i powracające z niej, z walizkami, bardziej nasuwały na myśl zmianę turnusu w dobrym ośrodku wczasowym, niż spokojne sprzyjające refleksji i wyciszeniu miejsce.
Tymczasem zaskoczył mnie panujący tu ruch. Trudno mi było znaleźć miejsce parkingowe na dostępnym dla odwiedzających parkingu. Na głównej ulicy wioski ilość poruszających się samochodów była tak duża, jak nie przymierzając na Manhattanie, a zmierzające w głąb wioski osoby, i powracające z niej, z walizkami, bardziej nasuwały na myśl zmianę turnusu w dobrym ośrodku wczasowym, niż spokojne sprzyjające refleksji i wyciszeniu miejsce.
Moje odczucia zmieniły się, kiedy zaczęłam
powoli zagłębiać się w wąskie uliczki wioski. Kolorowe domy i domki z ciekawie
i oryginalnie zaaranżowaną przestrzenią wokół nich. Elementy małej architektury,
często własnoręcznie wykonane przez mieszkańców- płotki, kwietniki, kamyczki tworzące
kolorowe mozaiki lub niby od niechcenia rozrzucone wzdłuż ścieżki, rzeźby wykonane
przez naturę, którym ostatniego szlifu nadał człowiek - dodają domkom dodatkowego
uroku. Uliczki są bardzo zadbane, wręcz pieczołowicie wypielęgnowane. Często
nie mają regularnych kształtów - przecinają się ze sobą pod rożnym kątem lub zakręcają
w niespodziewany sposób ukazując oczom spacerującego ciekawy ukwiecony klomb
lub ławeczkę zachęcającą do odpoczynku. Każdy z mieszkańców jest tu architektem, który dał upust swojej kreatywności.
W przeciwieństwie do przybywających tu gości, mieszkańcy po wiosce poruszają się rowerami. Stojaki na rowery są usytuowane we
wszystkich miejscach użyteczności publicznej.
Wioska jest dobrze rozplanowana i
oznakowana. Nie sposób się w niej zgubić. Domy są różnorodne; od niewielkich
przyczep kempingowych pomalowanych we wszystkie kolory tęczy, po okazałe ‘rezydencje’
z wielkim salonem i tarasem wychodzącym na niewielki ogródek. Pomimo ich różnorodności
i inności wszystko tworzy spójną całość. Wioska stale się rozrasta. W jej nowej
części budynki zbudowane są według jednego projektu; są bardzo ekologiczne, równie
kolorowe, ale nie tak urozmaicone jak te w jej starej części.
Przyjemnie spaceruje się po tych krętych
uliczkach. Przyznam się, że nie zwiedziłam całej wioski. Gdy tu przyjechałam padał
deszcz. Przemokłam i zmarzłam dość mocno. Po ponad godzinnym spacerze, gdy w końcu wyszło Słońce, byłam już tak zmarznięta, że jedyne o czym marzyłam to gorąca herbata
lub kubek gorącej czekolady z piankami.
Wspólnota to jednak nie tylko,
wybudowane z ekologicznych materiałów, kolorowe domki. To również strefa kulturotwórcza,
aktywnie włączająca się w życie lokalnej społeczności Moray (Universal Hall,
Moray Art Center). Wspólnota to również obszar medytacji i rozwoju duchowego, jak
i miejsce, gdzie powstało wiele ekologicznych projektów takich jak system
oczyszczania ścieków, i gdzie emituje się własną walutę – ECO, którą można płacić
na terenie wioski. I co najważniejsze – mieszkańcy wioski są samowystarczalni.
Dzięki prowadzonej tu działalności, własnej oczyszczalni ścieków i własnej odnawialnej
energii.
Do tego garnca miodu należałoby dołożyć również
łyżkę dziegciu. Oprócz bowiem pochwalnych opinii na temat Fundacji, pojawiło się
wokół niej wiele kontrowersji. Jej twórcy zostali oskarżeni o hipokryzje i
stworzenie systemu, który jedynie nielicznym spośród członków wspólnoty gwarantuje dostatnie i spokojne życie.
Trudno mi się do tych opinii ustosunkować.
Nie mieszkam i nie mieszkałam na jej terenie, nie wiem jaka panuje tam
hierarchia i stosunki własnościowe. Jedno co wiem na pewno; wspólnota choć swoje
korzenie wywodzi od pokojowej i antymaterialistycznej filozofii promowanej
przez Hippisów, z pewnością hippisowską komuną nie jest. Jest to raczej dobrze
zorganizowany biznes, który pozwala jej na samowystarczalność i realizacje
swoich potrzeb. I nie ma w tym nic złego. Jeśli ktoś jest w stanie utrzymać się
z wytworu własnego intelektu, pomysłowości i na tyle zainteresować tym ludzi- konsumentów,
aby stali się nabywcami tych dóbr, to tylko pozazdrościć i starać się podążać
tą samą drogą. Nie ma nic bowiem bardziej gorszącego i demoralizującego niż, jak
to ma miejsce w pewnym polskim przypadku, ‘dojenie’ Skarbu Państwa i zależnych od
niego spółek, tym samym wszystkich obywateli i pod przykrywką promowania polskości
i krzewienia myśli patriotycznych, kreowanie idei, które na
wolnym rynku nie znalazły by posłuchu i nigdy by nie zaistniały.
To tak gwoli dygresji. Nie będę dalej ciągnąć
tego tematu.
Czy warto odwiedzić Fundacje Findhorn? Z
pewnością tak. Każdy bowiem znajdzie tu coś co może go zainteresować. Warto też to miejsce odwiedzić i wyrobić sobie własne zdanie na temat życia wspólnoty i
tutejszych mieszkańców.
Jak widzicie Szkocja jest bardzo różnorodna i tolerancyjna. Dlatego żyje się
tu tak dobrze. Mam nadzieje, że Brexit, jakikolwiek on będzie, nie zmieni tej
sytuacji.
……………………………………………………………………………………..
……………………………………………………………………………………..
Universal Hall. Centralny, punkt wspólnoty, nie ze
względu na swoje położenie, ale na ważną rolę kulturotwórczą i edukacyjną jaką
to miejsce pełni. Ilość imprez kulturalnych i rożnego typu eventów odbywających
się tu, jest imponująca. Kalendarz jest zapełniony już na kilka najbliższych miesięcy,
zważywszy na fakt, że wioska znajduje się na ‘końcu świata’ i dojechać tu można
praktycznie jedynie samochodem (zatrzymuje się tu też autobus, ale kursuje on dość
sporadycznie), to robi to naprawdę wrażenie. Odsyłam was do strony internetowej.
Jeśli będziecie w pobliżu i czas wam na to pozwoli może skorzystacie z bogatej
oferty, lub planując swoją podróż w te rejony Szkocji, uwzględnicie to miejsce na liście
atrakcji, które warto zobaczyć.
Moray Art Center, to kolejne miejsce znajdujące
się na terenie wioski, które możecie (powinniście odwiedzić). Odbywają się tu
liczne wystawy sztuki, promujące nie tylko lokalnych artystów, ale również tych,
którym udało się już zdobyć międzynarodową sławę. Obrazy można nabyć w całkiem przystępnej
cenie.
Oprócz licznych wystaw i konkursów które
proponuje galeria, znajduje się tu również tzw. ‘przestrzeń kreatywna’, dostępna
dla każdego kto chciałby stworzyć tu swój obraz, rzeźbę, grafikę lub po prostu usiąść
i poczytać ciekawe książki i przejrzeć czasopisma. Można tu przynieść ze sobą własne
materiały lub nabyć je na miejscu. Z przestrzeni kreatywnej mogą korzystać pojedyncze
osoby lub zorganizowane grupy. Trzeba tylko, z wyprzedzeniem, zarezerwować
sobie miejsce.
The Park, Findhorn,
Forres IV36 3TZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz