Moje
weekendowe slow life.
Nie będę was oszukiwać, że na co dzień prowadzę życie
zgodne z filozofią slow life. Prawda jest taka, że czas dla siebie i na realizacje
moich pasji, podobnie jak większość z was, znajduje głównie w weekend i to też
nie zawsze. I tak uważam, że jest nieźle, w porównaniu z życiem, które wiodłam w
Polsce. Żyje tu (w Szkocji) znacznie wolniej i spokojniej i mam zdecydowanie więcej
czasu dla siebie. Przede wszystkim mam więcej okazji do aktywnego wypoczynku, a
co za tym idzie chętniej niż w Polsce wychodzę z domu. Świeże powietrze, bliskość
lasu i morza sprzyja relaksowi. Również rozliczne tu wioski i miasteczka, którymi jestem
otoczona, oferują wiele atrakcji. Po kilku godzinach w nich spędzonych człowiek
czuje się wypoczęty i gotowy na kolejny tydzień pracy. Jedną z nich odwiedzam ostatnio szczególnie często. Tu też
skierowałam swoje pierwsze kroki po powrocie z wakacji. Wioską tą jest Fochabers.
Główny powód, dla którego tak często tu przyjeżdżam opisałam w poście poświęconym
Gordon Castle Garden. Ten piękny ogród i mieszczące się przy nim bistro przyciągają
mnie jak magnez. Jest tu zjawiskowo o każdej porze roku. W ładną słoneczną pogodę
delektuje się przepyszną kawą lub herbatą na mieszczącym się, obok restauracji,
tarasie.