![]() |
Scotland will be back soon, Europe. Keep the light on |
Od prawie roku Szkocja, podobnie jak reszta Zjednoczonego
Królestwa i świata, zmaga się z pandemią koronawirusa. Wydarzenia te na plan
dalszy zepchnęły ostateczne pożegnanie się UK z Unią Europejską, chociaż fakt ten został tryunfalnie odnotowany przez populistyczne brukówki brytyjskie, które w niemałym stopniu przyczyniły
się do takiego, a nie innego wyniku referendum.
W przerwach między jednym, drugim i już kolejnym lockdawnem
temat Brexitu wracał jednak jak bumerang, zwłaszcza, że do ostatnich dni
starego roku ważyły się losy porozumienia handlowego z Unią. Jak bumerang wracał
również temat niepodległości Szkocji. Im bliżej było zamknięcia granic i
izolacji od pozostałej części Europy, tym głośniej i donośniej słychać było głosy
o niepodległej Szkocji, nowym członku Unii Europejskiej.
Od momentu brexitowego referendum Szkocka Partia Narodowa
(SNP), po porażce głosowania z 2014 r., że wzmożoną siłą rozpoczęła niepodległościową
ofensywę. O ile w pierwszych miesiącach po głosowaniu, entuzjazm do tego
pomysłu był średni, to w miarę postępu rozmów ‘rozwodowych’ lub raczej spięć na
linii Wielka Brytania - Unia, przybierał on na sile. Dzisiaj wszystkie sondaże
wskazują, że za ideą niepodległości opowiada się blisko 60% posiadających prawo
wyborcze Szkotów.
Sondaże sondażami, a jak mają się one do rzeczywistości? Przecież jak pokazały doświadczenia ostatnich lat, a raczej ostatnich kilku elekcji w UK, rozmijają się one znacznie z tym co ujawnia się w ostatecznym wyniku wyborczym. Delikatnie mówiąc wynik jest zupełnie inny od przedwyborczych prognoz.
Jednak pewności szkockiej Pierwszej Minister, co do sukcesu rozwodu z Anglią, dodały ostatnie wybory do Izby Gmin (2019) - niższej izby brytyjskiego parlamentu, gdzie przedstawiciele SNP, na terenie Szkocji znokautowali wszystkich rywali, na czele z partią konserwatywną, uzyskując większą liczbę mandatów -48, w porównaniu z wyborami z 2017 r. (35 mandatów) przeprowadzonymi za czasów rządów Theresy May.
Nastroje proeuropejskie nie są niczym nowym w Szkocji. Szkoci kojarzą Unię z niezależnością i poszanowaniem ich kultury i odrębności. W ramach Zjednoczonego Królestwa nie mają już tej pewności i wierzą, że w dalszej perspektywie grozi im raczej ograniczanie swobód niż ich utrzymanie; o rozszerzeniu już nie mówiąc. Szczerze nie zanoszą rządów konserwatystów i ich filozofii państwa i społeczeństwa. Prawo unijne i unijne instytucje gwarantowały im dość dużą niezależność w ramach Zjednoczonego Królestwa, ‘suwerenna’ Wielka Brytania, niekoniecznie, w ich odczuciu, może chcieć się z tego zobowiązania wywiązywać.
Niewątpliwe
niepodległościowe zapędy są podsycane przez kwestie finansów. Szkocja w Unii, a
przede wszystkim jej towary, korzystały z plusów wolnego rynku. Korzystała na
tym również jej turystyka. Co prawda zwolennicy Brexitu podkreślają, że to turyści
z USA będą teraz chętniej odwiedzać Szkocje, ale moim zdaniem wzmożone zainteresowanie
Szkocja wśród Amerykanów, wygaśnie wraz z końcem serii Outlander.
O tym czy Unia podejmie rozmowy ze Szkocją po ewentualnym uzyskaniu przez nią niepodległości zadecydują przede wszystkim czynniki pragmatyczne, ale to melodia dalszej przyszłości. Na dziś pozostaje otwarte pytanie czy do referendum niepodległościowego w najbliższej przyszłości dojdzie.
Obecny premier kategorycznie się temu sprzeciwia i
odrzuca wszelkie żądania ponownego głosowania w sprawie niepodległości Szkocji.
Johnson, czołowa postać w kampanii Vote Leave w 2016 roku, która doprowadziła
do Brexitu, wielokrotnie powtarzał, że nie zgodzi się na kolejne głosowanie,
gdy jest premierem. Uparcie obstaje przy twierdzeniu, że między referendami
konstytucyjnymi powinna być 40-letnia przerwa.
Jeśli pandemia ponownie nie zmieni kalendarza wyborczego,
to w maju odbędą się w Szkocji wybory do tutejszego Parlamentu. Jeśli Szkocka
Partia Narodowa wygra wybory parlamentarne za pięć miesięcy, będzie
miała moralny mandat do przeprowadzenia drugiego referendum niepodległościowego.
Szkopuł polega na tym, że na takie referendum musi zgodzić się Izba Gmin, na co się nie zanosi. Jeśli Szkoci mimo to zdecydują się na głosowanie i jego wynik będzie po myśli SNP to Zjednoczonemu Królestwu grozi poważny kryzys konstytucyjny.
Obecnie Wyspy żyją walką z wirusem, ale nie będzie to trwało
wiecznie. Gdy tylko sytuacja się znacznie uspokoi to rozpocznie się proces
narodowego rozliczenia, który może zadecydować, czy brytyjski związek przetrwa
z nienaruszonymi tradycjami politycznymi i konstytucyjnymi.
W Szkocji nastroje antybrytyjskie są bardzo silne i
wydaje się, że nic nie stanie na przeszkodzie do użycia wszystkich dostępnych prawnie
środków do wyzwolenia się z Unii z Anglią.
Szkockie elity polityczne, przychylne suwerenności, przyjęły pomysł, że jedną z legalnych dróg do niepodległości jest kazus Quebec, a dokładniej z kanadyjskiego orzeczenia w sprawie secesji Quebecu.
Kanada stanęła w obliczu podobnego problemu (referendum secesyjnego)
w latach 90. Nastroje separatystyczne w tej francuskojęzycznej części kraju były
bardzo silne, a referendum, które się odbyło zostało przez Ruch Suwerenności Quebecu, przegrane niemal o włos. Zresztą
tradycja organizowania referendów niepodległościowych jest w Kanadzie tak długa
jak w Szkocji. Pierwsze odbyło się 1960 r. porażką separatystów, drugie z 1995
r. zakończyło się niewielkim zwycięstwem zwolenników jedności. Zwycięstwo to
jednak balansowało na granicy błędu statystycznego- 50,58% było przeciw suwerenności
Quebec.
Rząd Kanady, który stanął w obliczu takiego wyniku, zwrócił się do Sądu Najwyższego o rozstrzygniecie kwestii ewentualnych przyszłych referendów- sprawa referencyjna Quebec Secession z 1998 r. Supreme Court uznał w swoim orzeczeniu, referenda jako legalny sposób na uzasadnioną niezależność, uznał prawo Quebecu do secesji i zobowiązał wszystkie strony do negocjowania wyjścia w dobrej wierze. Orzeczenie rozwiązało impas, twierdząc, że niechętny Quebec nie może być zakładnikiem związku, a demokratyczna federacja oznacza słuchanie demokratycznego głosu.
Konstytucja Kanady nie jest bardziej oświecona niż
brytyjska, jeśli chodzi o secesję. W dużej mierze odziedziczyła ona
konstytucyjną strukturę po Brytyjczykach, choć nie w całości.
W tradycji brytyjskiej nie ma jednak podobnego orzeczenia
jakie wydał Supreme Court of Canada, a Rząd brytyjski uznaje odwoływanie się do
referendów w każdym momencie, kiedy rośnie sondażowe niezadowolenie z unii z Anglią,
za nielegalne. Rząd Szkocji argumentuje konieczność przeprowadzenia kolejnego głosowania
faktem jednoznacznego szkockiego „nie” dla Brexitu w referendum w 2016 r.
Szkocja głosując w 2014 za pozostaniem w unii z Anglią jednocześnie głosowała
za Unią, która jest członkiem większej organizacji suwerennych państw - Unii Europejskiej.
Ówczesny pozytywny wynik referendum niepodległościowego oznaczałby równocześnie
konieczność ubiegania się przez Szkocję o członkostwo w Unii Europejskiej. To był
też jeden z argumentów unionistów czy też rojalistów.
Gdy Brytyjczycy, po pandemii ponownie zapragną podróżować do Europy, przekonają jak bardzo zmieniła się dla nich ta Europa. Z pewnością spowoduje to u nich duże niezadowolenie.
Pandemia jak
tsunami przechodzi przez gospodarkę światową powodując upadek wielu firm i zapaść
w wielu sektorach. Ale to jeszcze nie koniec. Ogrom strat ukaże się, gdy fala się
cofnie. Żaden kraj na świecie nie jest na coś takiego przygotowany i z pewnością
skutki dla wielu będą opłakane, a bezrobocie i rosnąca wraz z nim frustracja, z
pewnością przyspieszą zapędy niepodległościowe Szkotów, którzy o wszystkie niepowodzenia
oskarżą konserwatystów, z obecnym premierem orędownikiem Brexitu na czele. Decyzje jednak podejmowane w takich okolicznościach
nie do końca mogą być miarodajne. Obawiam się, że prym będą, podobnie jak w
przypadku Vote Leave z 2016 r. – wiodły argumenty populistyczne i nie oparte na
racjonalnych przesłankach.
Jedno pozostaje pewne, czekają nas, mieszkających w
Szkocji Polaków, ciekawe czasy. Jak to się wszystko potoczy – nie będę prorokować.
Wiem jedno trzeba się przygotować na różne warianty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz