Kiedy blisko dwa lata temu umieściłam na moim blogu
post poświęcony cenie kiltu, nie spodziewałam się, że będzie on tak bardzo popularny, a właściwie najpopularniejszy wśród wszystkich zamieszczonych wpisów. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że kilt to
jedna z tych rzeczy, które nieodłącznie kojarzą się wszystkim ze Szkocją, ale w moim
osobistym rankingu był on na drugim miejscu po Lossie Monster. W podziękowaniu za
tak duże zainteresowanie tym tematem i moim postem, chciałam pokazać wam coś więcej niż tylko linki do
stron internetowych, gdzie możecie nabyć tą szkocką męską spodniczkę w kratę .
Postanowiłam
pokazać wam miejsce, gdzie historia się zaczyna... Od kilku miesięcy intensywnie szukałam
Kilt makera, osoby, która szyje prawdziwe kilty na indywidualne zamówienie,
spersonalizowane - dedykowane konkretnej osobie. I udało się to dzięki Larze, właścicielce
formy Minifoodprint, (projektującej i wykonującej przepiękne ubrania ze
szkockich tkanin) trafiłam do Pauli, która jest certyfikowanym kilt makerem a
raczej kilt makerką.
W małej wiosce Lhanbryde, położonej zaledwie 3 mile od Elgin, w niedużym białym domku, mieści się jej niewielka pracownia, będąca równocześnie
szkołą i centrum szkoleniowym dla tych wszystkich, którzy chcieliby zgłębić
tajniki tego niełatwego rzemiosła.
Jak opowieść się zaczęła?