niedziela, 17 marca 2019

Findhorn Fundation. Fundacja Findhorn- z miłości do odmienności.

Pokojowa, ekologiczna i duchowa. Tak najkrócej można opisać zamieszkującą Ekowioskę, w pobliżu Forres, wspólnotę ludzi, którzy postanowili żyć według własnych reguł, 'kontestując' porządek otaczającego ich świata. 
Fundacja Findhorn - Ecovillage, bo o niej tu mowa, jest usytuowana na wybrzeżu zatoki Findhorn Bay, tuż u jej ujścia do zatoki Moray Firth. Swoim kolorem i nietuzinkowością powstałych tu domów, zdecydowanie odróżnia się, od jak okiem sięgnąć szarej szkockiej architektury. Bardziej przypomina kolorową wioskę położoną nad norweskim fiordem niż miejscowość w dalekiej północnej Szkocji.

 Jedyna skaza na tym sielskim obrazku, to baza wojskowa, która dosłownie przez plot sąsiaduje z terenem należącym do fundacji.

Miejsce to przyciągało mnie od dawna, ale nie tylko ze względu na nietuzinkowość żyjących tu ludzi, ale ze względu na bogatą ofertę kulturalną, od sztuk teatralnych poczynając, przez kameralne koncerty i wystawy sztuki, na współudziale w organizacji lokalnych festiwali kończąc. Kilka lat temu wpadła mi w ręce ulotka prezentująca fundacje. Z niej też dowiedziałam się o tej wspólnocie i o początkach jej powstania.
Początki wspólnoty sięgają roku 1962, kiedy to trójka przyjaciół- Peter i Eileen Caddy i Dorothy McLean, jak sami stwierdzili, idąc za wezwaniem ‘wewnętrznych głosów’, zamieszkali w niewielkiej przyczepie kempingowej, nad brzegiem morza, w okolicach Kinloss i Findhorn. Wszyscy troje żywo interesowali się rozwojem życia duchowego i ekologią. Ponadto chcieli odciąć się od cywilizacji i żyć zgodnie z naturą, jak najmniej ingerując w otaczającą ich przyrodę. Ich specjalnością stała się ekologiczna uprawa warzyw. Dzięki szczególnym metodom uprawy osiągały one niespotykane rozmiary, budząc niemałe zainteresowanie i przyczyniając się do rozsławienia tego miejsca u lokalnych mieszkańców i farmerów. 
Do trójki zapaleńców stopniowo zaczęli dołączać inni. Wspólnota zaczęła się sukcesywnie rozrastać  się i w latach 80-tych wioska liczyła już przeszło 300 mieszkańców. Fundacja Findhorn została oficjalnie zarejestrowana w 1972 roku.

Obecnie Wioska jest znana na całym świecie. Przybywają tu ludzie z różnych zakątków globu szukając duchowego oczyszczenia, medytacji i wyciszenia się. Przyznam się, że przed wizytą w fundacji często zaglądałam na jej stronę internetową. Czytałam też dość dużo o niej w Internecie. Po lekturze tych wszystkich materiałów, zupełnie inaczej  wyobrażałam  sobie to miejsce. To co zobaczyłam, było bardziej kolorowe i nie tak odcięte od współczesnego świata jak mogłoby się  wydawać. 

Spodziewałam się tu zobaczyć ciche, oddalone od głównych szlaków komunikacyjnych miejsce, gdzie nieodłącznym elementem krajobrazu będą ubrani w ‘stylu’ Flower Power ludzie i fantazyjnie pomalowane Volkswageny -VW Transporter.
Tymczasem zaskoczył mnie panujący tu ruch. Trudno mi było znaleźć miejsce parkingowe na dostępnym dla odwiedzających parkingu. Na głównej ulicy wioski ilość poruszających się  samochodów była tak duża, jak nie przymierzając na Manhattanie, a zmierzające w głąb wioski osoby, i powracające z niej, z walizkami, bardziej nasuwały na myśl zmianę turnusu w dobrym ośrodku wczasowym, niż spokojne sprzyjające refleksji i wyciszeniu miejsce.

Moje odczucia zmieniły się, kiedy zaczęłam powoli zagłębiać się w wąskie uliczki wioski. Kolorowe domy i domki z ciekawie i oryginalnie zaaranżowaną przestrzenią wokół nich. Elementy małej architektury, często własnoręcznie wykonane przez mieszkańców- płotki, kwietniki, kamyczki tworzące kolorowe mozaiki lub niby od niechcenia rozrzucone wzdłuż ścieżki, rzeźby wykonane przez naturę, którym ostatniego szlifu nadał człowiek - dodają domkom dodatkowego uroku. Uliczki są bardzo zadbane, wręcz pieczołowicie wypielęgnowane. Często nie mają regularnych kształtów - przecinają się ze sobą pod rożnym kątem lub zakręcają w niespodziewany sposób ukazując oczom spacerującego ciekawy ukwiecony klomb lub ławeczkę zachęcającą do odpoczynku. Każdy z mieszkańców jest tu architektem, który dał upust swojej kreatywności.

W przeciwieństwie do przybywających tu gości, mieszkańcy po wiosce poruszają się rowerami. Stojaki na rowery są usytuowane we wszystkich miejscach użyteczności publicznej.

Wioska jest dobrze rozplanowana i oznakowana. Nie sposób się w niej zgubić. Domy są różnorodne; od niewielkich przyczep kempingowych pomalowanych we wszystkie kolory tęczy, po okazałe ‘rezydencje’ z wielkim salonem i tarasem wychodzącym na niewielki ogródek. Pomimo ich różnorodności i inności wszystko tworzy spójną całość. Wioska stale się rozrasta. W jej nowej części budynki zbudowane są według jednego projektu; są bardzo ekologiczne, równie kolorowe, ale nie tak urozmaicone jak te w jej starej części.

Przyjemnie spaceruje się po tych krętych uliczkach. Przyznam się, że nie zwiedziłam całej wioski. Gdy tu przyjechałam padał deszcz. Przemokłam i zmarzłam dość mocno. Po ponad godzinnym spacerze, gdy w końcu wyszło Słońce, byłam już tak zmarznięta, że jedyne o czym marzyłam to gorąca herbata lub kubek gorącej czekolady z piankami.

Wspólnota to jednak nie tylko, wybudowane z ekologicznych materiałów, kolorowe domki. To również strefa kulturotwórcza, aktywnie włączająca się w życie lokalnej społeczności Moray (Universal Hall, Moray Art Center). Wspólnota to również obszar medytacji i rozwoju duchowego, jak i miejsce, gdzie powstało wiele ekologicznych projektów takich jak system oczyszczania ścieków, i gdzie emituje się własną walutę – ECO, którą można płacić na terenie wioski. I co najważniejsze – mieszkańcy wioski są samowystarczalni. Dzięki prowadzonej tu działalności, własnej oczyszczalni ścieków i własnej odnawialnej energii.

Do tego garnca miodu należałoby dołożyć również łyżkę dziegciu. Oprócz bowiem pochwalnych opinii na temat Fundacji, pojawiło się wokół niej wiele kontrowersji. Jej twórcy zostali oskarżeni o hipokryzje i stworzenie systemu, który jedynie nielicznym spośród członków wspólnoty gwarantuje dostatnie i spokojne życie.

Trudno mi się do tych opinii ustosunkować. Nie mieszkam i nie mieszkałam na jej terenie, nie wiem jaka panuje tam hierarchia i stosunki własnościowe. Jedno co wiem na pewno; wspólnota choć swoje korzenie wywodzi od pokojowej i antymaterialistycznej filozofii promowanej przez Hippisów, z pewnością hippisowską komuną nie jest. Jest to raczej dobrze zorganizowany biznes, który pozwala jej na samowystarczalność i realizacje swoich potrzeb. I nie ma w tym nic złego. Jeśli ktoś jest w stanie utrzymać się z wytworu własnego intelektu, pomysłowości i na tyle zainteresować tym ludzi- konsumentów, aby stali się nabywcami tych dóbr, to tylko pozazdrościć i starać się podążać tą samą drogą. Nie ma nic bowiem bardziej gorszącego i demoralizującego niż, jak to ma miejsce w pewnym polskim przypadku, ‘dojenie’ Skarbu Państwa i zależnych od niego spółek, tym samym wszystkich obywateli i pod przykrywką promowania polskości i krzewienia myśli patriotycznych, kreowanie idei, które na wolnym rynku nie znalazły by posłuchu i nigdy by nie zaistniały.

To tak gwoli dygresji. Nie będę dalej ciągnąć tego tematu. 
Czy warto odwiedzić Fundacje Findhorn? Z pewnością tak. Każdy bowiem znajdzie tu coś co może go zainteresować. Warto też to miejsce odwiedzić i wyrobić sobie własne zdanie na temat życia wspólnoty i tutejszych mieszkańców. 
Jak widzicie Szkocja jest bardzo  różnorodna i tolerancyjna. Dlatego żyje się tu tak dobrze. Mam nadzieje, że Brexit, jakikolwiek on będzie, nie zmieni tej sytuacji.
……………………………………………………………………………………..
Universal Hall. Centralny, punkt wspólnoty, nie ze względu na swoje położenie, ale na ważną rolę kulturotwórczą i edukacyjną jaką to miejsce pełni. Ilość imprez kulturalnych i rożnego typu eventów odbywających się tu, jest imponująca. Kalendarz jest zapełniony już na kilka najbliższych miesięcy, zważywszy na fakt, że wioska znajduje się na ‘końcu świata’ i dojechać tu można praktycznie jedynie samochodem (zatrzymuje się tu też autobus, ale kursuje on dość sporadycznie), to robi to naprawdę wrażenie. Odsyłam was do strony internetowej. Jeśli będziecie w pobliżu i czas wam na to pozwoli może skorzystacie z bogatej oferty, lub planując swoją podróż w te rejony Szkocji, uwzględnicie to miejsce na liście atrakcji, które warto zobaczyć.

Moray Art Center, to kolejne miejsce znajdujące się na terenie wioski, które możecie (powinniście odwiedzić). Odbywają się tu liczne wystawy sztuki, promujące nie tylko lokalnych artystów, ale również tych, którym udało się już zdobyć międzynarodową sławę. Obrazy można nabyć w całkiem przystępnej cenie. 
Oprócz licznych wystaw i konkursów które proponuje galeria, znajduje się tu również tzw. ‘przestrzeń kreatywna’, dostępna dla każdego kto chciałby stworzyć tu swój obraz, rzeźbę, grafikę lub po prostu usiąść i poczytać ciekawe książki i przejrzeć czasopisma. Można tu przynieść ze sobą własne materiały lub nabyć je na miejscu. Z przestrzeni kreatywnej mogą korzystać pojedyncze osoby lub zorganizowane grupy. Trzeba tylko, z wyprzedzeniem, zarezerwować sobie miejsce.


The Park, Findhorn, Forres IV36 3TZ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz