niedziela, 22 grudnia 2019

Moje szkockie smaki. Cześć II.

Są takie rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dobrego życia. Niewątpliwie należy do nich dobra kuchnia. Niestety gotowanie, odwrotnie niż jedzenie, nie jest moją najmocniejszą stroną. Potrafię jednak docenić dobrą kuchnie, a programy kulinarne oglądam równie często, jak te o wystroju wnętrz i architekturze 😉. Dlatego też, na moim blogu tak wiele miejsca poświęcam tutejszej kuchni (prawie na równi z opisami miejsc, które warto zobaczyć.)

Szkocja to kraj, w którym można odnaleźć smaki z całego świata. Otwarty na imigrantów. Są oni tu, przez tutejszy rząd, chętnie zapraszani i bardzo mile widziani. Moje szkockie smaki, tym razem będą odzwierciedleniem właśnie tej otwartości i różnorodności. Mogą być one dla wielu z was zaskakujące, równie jak miejsce, w którym je poznałam, ale na tym właśnie polega wyjątkowość tego kraju.

Zarówno w pracy jak i poza nią często obracam się tu w międzynarodowym środowisku. Nie są to tylko Europejczycy z krajów, które przystąpiły do Unii w 2004 r. Duży odsetek z nich stanowią ludzie, którzy wraz ze swoimi rodzinami schronili się tu przed konfliktami zbrojnymi i reżimami panującymi w ich ojczystych krajach. Muszę przyznać, że wbrew temu co opowiada się w Polsce o emigrantach, zasymilowali się oni bardzo dobrze z  tutejszą społecznością i często trudno poznać, że to nie rdzeni mieszkańcy. 

sobota, 14 grudnia 2019

High Street na Święta

Ten okres roku bardzo mnie rozleniwia. Krótkie, często deszczowe, dni skłaniają bardziej do przesiadywania w domu. Dobra książka, wygodna sofa, na której zasiadam z kubkiem aromatycznej kawy lub filiżanką herbaty - to wszystko co jest mi do szczęścia potrzebne w tą dżdżystą jesienną pogodę. Trudno mnie wtedy często wyciągnąć z domu. Musi to być coś naprawdę ważnego lub ciekawego. Tym razem inspiracją do wyjścia była, o dziwo, reklama, którą zobaczyłam kilka tygodni temu w tutejszej telewizji. Zazwyczaj nie ulegam urokowi telewizyjnych czy prasowych reklam, ale ta (przynajmniej dla mnie) była wyjątkowa, chociaż nie promowała ona nachalnie określonego produktu -kremu, alkoholu, czekolady czy też designerskiej kolekcji ubrań. 
Muzyka z piosenki Queen - ‘Sombody to love’ i bajkowa, przedświąteczna sceneria głównej ulicy miasta, z małymi sklepikami, pubami i kawiarenkami. Małe lokalne biznesy, prowadzone od pokoleń przez członków jednej rodziny, dla których jest to często jedyne miejsce pracy i dochodu, jakie znają przez całe swoje życie.


Show your High Street some love. Wyjątkowo ciepła i chwytająca za serce reklama.

sobota, 7 grudnia 2019

Moje szkockie smaki. Cześć I.

Od kilku miesięcy na moim blogu, oprócz postów poświęconych miejscom, których odwiedzenie wam polecam, zamieszczam również opisy (i przepisy) tutejszych potraw. Tym, którzy interesują się tutejszą kulturą i tradycją (również tą kulinarną), większość przedstawionych przeze mnie szkockich przysmaków, z całą pewnością, jest znana, przynajmniej ze słyszenia.
Fudge –‘szkocka krówka’ 
 Szkocja to, jednak, nie tylko kultowy Haggis, ‘przedstawiony’ w jednym z moich postów, Mince and Tatties, czy też Whisky. Jak wiele różnorodnych smaków i zapachów można tu odkryć, przekonacie się odwiedzając malownicze miasteczka i wioski z dala od głównych szlaków turystycznych, i kosztując potraw w lokalnych, uroczych restauracyjkach i bistrach, czy też robiąc zakupy na lokalnych ryneczkach lub sklepach mieszczących się na farmach. 
I to, między innymi, ze względu na te małe firmy i trochę na fali mody na promowany, tu obecnie, lokalny patriotyzm w robieniu zakupów, postanowiłam napisać ten post i podzielić się z wami moimi szkockimi smakami. ‘Kulinarne skarby’, które tu odkryłam, opisze w dwóch postach. Pierwszy z nich, w całości, poświecę większości moich ulubionych smaków, które odnalazłam głównie w rejonie, w którym mieszkam. Drugi będzie równie szkocki, chociaż… to nie skockie specjały będą jego bohaterami… 

poniedziałek, 25 listopada 2019

November SALE


Jeden z pierwszych moich postów na tym blogu poświeciłam firmie Johnstons of Elgin, która jest największym w Szkocji producentem oryginalnych wyrobów z naturalnych materiałów i od ponad dwustu lat jest nieodłącznym elementem krajobrazu Moray. Tworząc historię hrabstwa, pielęgnując jego tradycję i utrwalając dziedzictwo jest ona  również, niewątpliwie, niezwykłym ambasadorem ‘szkockości’. 
W tym roku Johnstons of Elgin obchodził 222 rocznicę swojego powstania. Jednak to nie historii powstania i dwustuletnim losom firmy jest poświęcony ten post.
 Chciałam Was zaprosić na niecodzienne wydarzenie, które rokrocznie w listopadzie przeciąga tłumy miejscowych i licznych przyjezdnych z wielu zakątków Zjednoczonego Królestwa jak i całej Europy. Wydarzeniem tym jest November Sale w Johnstons of Elgin. 
Tradycja organizowania listopadowych wyprzedaży nie jest tak długa, jak historia firmy, ale od wielu, wielu lat to niewątpliwie największe wydarzenie każdej jesieni, które trwale wpisało się do kalendarz Moray. Tegoroczna wyprzedaż rozpoczyna się 30 listopada i trwa do 8 grudnia. W specjalnie przygotowanym namiocie, na licznych stoiskach można nabyć wysokiej jakości kaszmirowe i wełniane sweterki, płaszcze, bluzki, czapki, rękawiczki i szale. Ceny tych produktów są wyjątkowo atrakcyjne. Upusty sięgają do 70%. 

niedziela, 10 listopada 2019

Uciekła mi jesień…

Uciekła mi jesień…

Od kilku tygodniu walczę z okropnym wirusem, który jest odporny na wszelkie leki i nawet silny antybiotyk nie daje sobie z nim rady ( nie wiem po co go biorę, przecież antybiotyki walczą jedynie z bakteriami). Okropny kaszel, katar i ból głowy, na ponad dwa tygodnie ‘wyłączył’ mnie z pracy, a od sześciu tygodni skutecznie uniemożliwia mi wyjazdy i odwiedzanie nowych miejsc. Stąd ta pustka na moim blogu i na Instagramie. Facebook też został mocno zaniedbany.
Dzisiaj po raz pierwszy poczułam się lepiej i czuje, że powoli wracam do życia. Bardziej zmęczona jestem chyba tą bezczynnością niż chorobą. Tyle rzeczy mi uciekło… Ta piękna szkocka jesień przede wszystkim.
Obiecuje, że szybko nadrobię zaległości i pokaże wam kilka ciekawych miejsc w Moray, z rejonu, w którym mieszkam, jak również w pobliskiego Inverness. 

niedziela, 29 września 2019

Fochabers

Moje weekendowe slow life.
Nie będę was oszukiwać, że na co dzień prowadzę życie zgodne z filozofią slow life. Prawda jest taka, że czas dla siebie i na realizacje moich pasji, podobnie jak większość z was, znajduje głównie w weekend i to też nie zawsze. I tak uważam, że jest nieźle, w porównaniu z życiem, które wiodłam w Polsce. Żyje tu (w Szkocji) znacznie wolniej i spokojniej i mam zdecydowanie więcej czasu dla siebie. Przede wszystkim mam więcej okazji do aktywnego wypoczynku, a co za tym idzie chętniej niż w Polsce wychodzę z domu. Świeże powietrze, bliskość lasu i morza sprzyja relaksowi. Również rozliczne tu wioski i miasteczka, którymi jestem otoczona, oferują wiele atrakcji. Po kilku godzinach w nich spędzonych człowiek czuje się wypoczęty i gotowy na kolejny tydzień pracy.  Jedną z nich odwiedzam ostatnio szczególnie często. Tu też skierowałam swoje pierwsze kroki po powrocie z wakacji. Wioską tą jest Fochabers. Główny powód, dla którego tak często tu przyjeżdżam opisałam w poście poświęconym Gordon Castle Garden. Ten piękny ogród i mieszczące się przy nim bistro przyciągają mnie jak magnez. Jest tu zjawiskowo o każdej porze roku. W ładną słoneczną pogodę delektuje się przepyszną kawą lub herbatą na mieszczącym się, obok restauracji, tarasie.  

wtorek, 3 września 2019

Lossie Restaurant- szkocki smak orientu

Pisząc o współczesnej Szkocji, trudno nie wspomnieć o tutejszym uwielbieniu do kuchni hinduskiej, a szczególnie do curry. Z pewnością dla wielu z was, którzy nie mieszkają na Wyspach lub tutejsze zwyczaje znają dość słabo, jest to temat ‘za mało szkocki’. Zapewniam was, że nic bardziej mylnego. Curry to bardzo, ale to bardzo szkocki temat, szczególnie, że to szkockie Glasgow, w ostatnich latach, po wieloletnim prymacie angielskiego Birmingham, stało się brytyjską stolicą tego orientalnego dania. Miłość do kuchni hinduskiej a szczególnie do curry, bije tu wszelkie rekordy. To prawdziwy fenomen i symbol przenikania się i wzajemnej adaptacji odległych kultur, szczególnie w tym wymiarze kulinarnym. O tym jak potrawa ta jest tu popularna niech świadczy fakt, że od lat, rok rocznie, organizowany jest konkurs na najlepsze szkockie curry(!), a jego patronem medialnym jest magazyn Scotsman Food & Drink.

Lubię kuchnię hinduską. Nie jestem jednak aż tak dużym jej fanem, aby tak jak większość znanych mi Szkotów, przynajmniej raz w tygodniu, zamawiać dania take away. Mam kilka ulubionych restauracji serwujących wyśmienite curry, w pobliżu mojego miejsca zamieszkania, ale częstotliwość z jaką w nich bywam, nie jest zbyt duża. Zaglądam do nich co dwa, trzy miesiące. Ma to oczywiście swoje plusy. Nie przyzwyczajam mojego podniebienia do orientalnych smaków, dzięki czemu za każdym razem, kiedy przekraczam progi ‘orientu’, mogę cieszyć się niesamowitą ich eksplozją.
Podążając za tutejszą modą w miniony weekend ponownie wybrałam się na kulinarną ucztę i odwiedziłam restauracje, którą bardzo lubię i do której chciałam was dzisiaj zaprosić. Znajduje się ona oczywiście w rejonie Moray, w przepięknym malowniczym, nadmorskim miasteczku Lossiemouth.

wtorek, 27 sierpnia 2019

Scotland in Bloom

Podróżując po szkockich miastach, miasteczkach i wioskach, z pewnością często zachwycacie się przepięknie ukwieconymi ulicami, klombami w lokalnych parkach i bajkowymi przydomowymi ogródkami. Wszyscy, którzy tu mieszkają wiedzą, że już od wczesnej wiosny i aż do późnej jesieni, szarość tutejszych domów rozświetlają wielobarwne naręcza kwiatów, kolorowych, ozdobnych krzewów i soczyście zielonych bluszczy. Zresztą nie jest to tylko domena Szkocji. Większość brytyjskich miast (szczególnie tych pomniejszych) jest przepięknie ukwiecona.
Z pewnością zadawaliście sobie pytania, jak to się dzieje, że jest tu tak ‘kwieciście’ i bajecznie zielono? Kto o to wszystko dba? To pewnie niezliczona armia ogrodniczek i ogrodników!
Jak to zwykle bywa w takich przypadkach odpowiedzi należy poszukać sięgając do historii. Nie tak odleglej, bo do lat sześćdziesiątych XX wieku, a dokładniej do roku 1963, kiedy to odbył się pierwszy niezwykły konkurs ogrodniczy Britain in Bloom.
 Historia „Bloom”, jak się potocznie nazywa ten event, to historia największej kampanii ogrodniczej w Wielkiej Brytanii. Rozpoczęta w 1963 r., rokrocznie angażuje ponad 200 tys. wolontariuszy z terenu całego kraju.

sobota, 17 sierpnia 2019

Highland Wildlife Park – ‘Małe szkockie safari’.

Miejsce, które odwiedziłam w zeszły weekend umiejscowione jest na terenie przepięknego Cairngorms National Park, w pobliżu Aviemore. Highland Wildlife Park, bo to niemu poświecę dzisiejszy post, to rodzaj specyficznego zoo. Nazwałam je ‘małym szkockim safari’, dla odróżnienia od safari parku w pobliżu Stirling (Blair Drummond Safari Park). Od razu zaznaczę, że tego drugiego jeszcze nie odwiedziłam. Spotkałam się natomiast z wieloma pozytywnymi opiniami na jego temat. Podobno jest on większy od tego w pobliżu Aviemore. Sprawdziłam stronę internetową i muszę stwierdzić, że niewątpliwie można tam zobaczyć więcej egzotycznych zwierząt. Za to te z Highland Wildlife Park, są bardziej ‘swojskie’ i dodatkowo można je podziwiać w przepięknych okolicznościach przyrody.

Miesiące, od wczesnej wiosny do jesieni to dobry czas na zwiedzanie tego miejsca. Pięknie jest tu również w zimie. Wtedy to bowiem, otaczające park góry są bardziej 'wyeksponowane' i stają się jednym z głównych 'bohaterów' tej szkockiej, safari – przygody.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Seven Stills


SEVEN STILLS - francuski smak Szkocji.

Seven Stills to restauracja, którą odkryłam w Dufftown. To nieduże, malownicze miasteczko, w samym sercu Moray, światowej stolicy single malt whisky z charakterystyczną wieżą ratusza. Miejsce to najtrafniej opisuje powiedzenie: 'Rome was built on seven hills, Dufftown stands on seven stills'. Swego czasu funkcjonowało tu aż siedem destylarni. Specyficzny mikroklimat i dobrej jakości woda sprzyjają produkcji tego trunku. Produkowana to whisky jest znana i ceniona na całym świecie. 
Tu też w 2016 roku zdecydowała się zamieszkać bardzo oryginalna para- Patric i Rose. Dla Moray zdecydowali się porzucić francuską Burgundie. Patric jest rodowitym Francuzem, a Rose Brytyjką. Kupili starą, historyczną gospodę w Dufftown, przy głównej drodze i tchnęli w nią nowe życie.
Ponoć Francuzi to najlepsi kucharze na świecie, a francuski kucharz ‘uprawiający’ szkocką kuchnię, to prawdziwy majstersztyk. Mogłam się o tym osobiście przekonać. Zamiast otwierać kolejną restaurację serwującą francuską kuchnię (która cieszyłaby się tu z pewnością dużą popularnością), para sięgnęła do lokalnej tradycji, przywracając życie starym szkockim przepisom i nadając im nową oryginalną, nowoczesną nutę.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

DOORS OPEN DAYS

Wszyscy, którzy śledzą mój blog, z pewnością natrafili na post poświęcony Moray Doors Open Days. W dosłownym tłumaczeniu - Dni Otwartych Drzwi w Moray.  W ramach tych dni, w zeszłym roku, w rejonie, w którym mieszkam, zwiedziłam latarnię morską w Lossiemouth – Covesea oraz uczestniczyłam w sześciogodzinnym marszu po tym mieście – Lossiemouth Heritage Walk.
To był dla mnie bardzo dobrze spędzony czas w towarzystwie ciekawych ludzi, podobnie jak ja, pasjonatów historii i dziedzictwa Szkocji (szczególnie rejonu Moray). Przyznam się wam jednak szczerze, że nie miałam zbyt dużego wyboru, albowiem to były jedyne eventy, na które udało mi się zdobyć wejściówki. Te, do miejsc, które koniecznie chciałam odwiedzić, zniknęły w mgnieniu oka. Zbyt późno zabrałam się  za rezerwacje i załapałam się dosłownie na ostatnie wolne miejsca. Dlatego, w tym roku, postanowiłam ‘zapolować’ na nie wcześniej, zwłaszcza, że jest on wyjątkowy, albowiem event Doors Open Days, obchodzi swoje 30-lecie. Chcę, tym razem, w pełni wykorzystać możliwość uczestniczenia w tym święcie, celebrującym tutejszą tradycję i kulturę.


sobota, 27 lipca 2019

Moray Motor Museum


Są takie miejsca, do których nigdy bym nie dotarła, gdyby nie impuls lub tzw. przypadek. O istnieniu muzeum starych zabytkowych samochodów w Elgin wiem od dawna, ale jakoś mnie to niego nie ciągnęło. Nie jestem szczególnym fanem motoryzacji. I z pewnością nie brałabym go zupełnie pod uwagę, przy odwiedzaniu różnych ciekawych miejsc w Szkocji, gdyby nie zabytkowy samochód, który zobaczyłam zaparkowany w Inverness, w pobliżu centrum. Ściągnął on moją uwagę, podobnie jak uwagę dużej grupki gapiów, którzy fotografowali się na jego tle i zadawali tysiące pytań jego właścicielowi. Samochód błyszczał w przepięknym popołudniowym słońcu nie tylko intensywną barwą metalicznego lakieru, ale również wszystkimi wypolerowanymi na wysoki połysk chromowanymi dodatkami. Jak się okazało jest on własnością mieszkańca okolic Inverness, i wraz z innymi zabytkowymi pojazdami można go zobaczyć, przez większość roku, w prywatnym muzeum motoryzacji w Elgin.

Elgin to stolica Moray. Opisywałam to miasto już wielokrotnie. (Wszystkie posty mu poświęcone znajdziecie klikając znajdującą się pod postem ikonę ELGIN.) Łatwo tu dojechać zarówno z pobliskiego Inverness jak i z Aberdeen.

sobota, 20 lipca 2019

Moda na szkockie lasy.


Z perspektywy miejsca, w którym mieszkam trudno mi uwierzyć w suche dane statystyczne, które mówią, że tylko 18 % powierzchni Szkocji pokrywają lasy. Biorąc pod uwagę, że średnia unijna to 43 % zalesienia powierzchni kraju, to Szkocja w takim zestawieniu jawi się jako niezalesiona pustynia i plasuje się na szarym końcu wśród krajów Europejskich. Gorzej jest już tylko w Dani, Holandii, Irlandii, Anglii i na Malcie. (Dla porówna ponad 70 % powierzchni Finlandii, najbardziej w Europie zalesionego kraju, stanowią lasy. W Polsce to około 30%)
Jednak jest tu bardzo zielono i ma się wrażenie, że lasów jest zdecydowanie więcej, a ilość nowo nasadzanych drzew i tzw. samosiejek jest imponująca. Tutejszy klimat sprzyja ich rozwojowi.  
Jak to się więc stało, że kraj, który ma tak doskonałe warunki do wzrostu wszelkiej roślinności, jest tak stosunkowo ubogi w lasy? 
 Odpowiedz znajdziecie sięgając do historii. Jeszcze do XVIII wieku porastały one zdecydowaną cześć Wysp Brytyjskich, ale rozwój przemysłu tzw. rewolucja przemysłowa, jak również ekspansja rolnictwa przyczyniły się niemal do ich doszczętnego wyniszczenia. Oczywiście największy ubytek nastąpił w Anglii, która rozwijała się znacznie prężniej niż Szkocja, ale i tak całe połacie, pierwotnie występujących tu kaledońskich lasów mieszanych, znikły z tutejszego krajobrazu. Dzisiaj ich pozostałości możecie jedynie spotkać w północno zachodniej Szkocji.

wtorek, 16 lipca 2019

Roseisle Beach

Środek kalendarzowego lata, a ja jeszcze nie opisałam żadnej plaży(!), chociaż od kilku tygodni co weekend odwiedzam jedną z licznych na przepięknym wybrzeżu Moray Firth, w pobliżu mojego miejsca zamieszkania.
W tym roku, wraz z nastaniem ładnej pogody, obowiązkowy, stał się dla mnie niedzielny spacer po oszałamiająco pięknej i nieskażonej Roseisle Beach.

Ta plaża jest wyjątkowa, ma bowiem wszystko czego można sobie zażyczyć- zjawiskowe widoki, miejsce do zabawy, ławki piknikowe, czyste i wysokiej jakości toalety i duży parking za przystępną cenę.


 Niezależnie od pory roku warto tu przyjechać i cieszyć się spacerem po cudownej barwy piasku, jak również po ścieżkach gęsto przecinających pobliski las.

Miejscowi znają to miejsce bardzo dobrze i chętnie tu przebywają, zwłaszcza że przy plaży, w lesie, jest wyznaczone miejsce gdzie można zrobić grilla, zaparkować kamper, rozłożyć namiot i wybrać się na długi spacer z psem.

niedziela, 14 lipca 2019

Ben Rinnes


Ben Rinnes – moja pierwsza szkocka góra.

Każdy kto mieszka w Szkocji, prędzej czy później zaczyna chodzić po tutejszych górach. Mnie zajęło to trochę czasu, aby się do tego przemóc. Uwielbiam tutejsze góry, ale zawsze podziwiałam je z pozycji doliny lub poruszając się samochodach po krętych, wąskich, serpentynowych drogach, które przez nie prowadzą.
W ten weekend postanowiłam to zmienić. I jak to zwykle bywa nie musiałam się daleko ruszać. W moim pięknym Moray znajdę wszystko – od gór po morze, a dokładniej znajdę pojedyncze góry. 
 Jak zapewne wiecie z lekcji geografii, aby jakieś wzniesienie uznać za górę, w Europie, jego wysokość bezwzględna, a więc ta mierzona od poziomu morza, musi wynosić ponad 500 m (Wyżyna Tybetańska w Azji, u podnóża Himalajów, ma wysokość ponad 5000 m, ale tu pod uwagę brane są inne wyznaczniki). I taką wysokość ma Ben Rinnes (dokładnie 841 m. n.p.m.). Aby wejść na jego szczyt, od  podnóża- wyruszając z małego parkingu- musicie wspiąć się na wysokość 512 m.

Dużo? Teoretycznie nie. Góra też nie jest stroma. Nachylenie zbocza, na moje oko, waha się od 35 do max 45 stopni, przy czym droga na szczyt prowadzi serpentyną. Jak spojrzycie na zdjęcia to widzicie, łagodny pagórek z urokliwie prowadzącą na jego wierzchołek ścieżką. Niech was jednak nie zwiodą pozory, wejście na jej szczyt, nie jest takie proste jak wam się może wydawać, szczególnie dla tych, którzy, po górach na co dzień się nie wspinają i (lub) w tej materii mają małe doświadczenie.

niedziela, 7 lipca 2019

Gordon Castle Garden

Gordon Castle Garden -  Ogród jak z obrazów Moneta.
Siódmego lipca 2019 r. ogród obchodził swoje piąte urodziny. Przechadzając się wśród rabat z intensywnie pachnącymi kwiatmi i ziołami, aż trudno uwierzyć, że jeszcze tak niedawno było tu pole otoczone murami, przy których rosły jedynie drzewa owocowe. Dzisiaj miejsce to wygląda tak, jak by istniało tu od zawsze. A o tej porze roku 'przeżywa intensywne kwitnienie' wszelkiej maści i kolorów kwiatów, ziół i warzyw. Ten ogród to czysta impresja. To ‘ożywiony’ obraz Claude Moneta. 
To co lubię w życiu tutaj, na szkockiej prowincji, to możliwość spędzania wolnego czasu w bardzo aktywny sposób, na świeżym powietrzu, w towarzystwie całej rodziny, znajomych i przyjaciół. A Ogród Garden Castle to miejsce idealnie do tego stworzone.  Biegające po alejkach, wśród drzew i krzewów, dzieci, oczko wodne z liliami, zapach ziół i kwiatów, niby od niechcenia posadzonych na grządkach, czynią pobyt tu wyjątkowym. Ja podchodzę do tego miejsca w sposób szczególnie sentymentalny. Pamiętam bowiem bardzo podobne z mojego dzieciństwa, w domu mojej babci. Pobyt tutaj to dla mnie jak powrót do korzeni i do najlepszego, beztroskiego okresu w moim życiu.

sobota, 29 czerwca 2019

North 58° Sea Adventures

Kiedy w zeszłym roku poszukiwałam na tutejszych plażach fok i uporczywie wpatrywałam się w morze, z nadzieją na ujrzenie delfinów, odwiedziłam prawie wszystkie nadmorskie wioski w zatoce Moray Firth. Moje poszukiwania spaliły jednak na panewce. Poza jedną, leniwie wylegującą się na marinie w Portknockie, opasłą foką, niczego nie zobaczyłam. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że dosłownie o tzw. 'rzut beretem' od mojego domu, swoją siedzibę ma firma, która specjalizuje się w pokazywaniu turystom tego kawałka szkockiej dzikiej przyrody - North 58° Sea Adventure.

Wielokrotnie byłam na plaży i marine w Findhorn. Popijałam kawę na tarasie restauracji znajdującej się w przy molo i zajadałam się pyszną rybą z frytkami i nigdy, ale to nigdy, mojej uwagi nie przykuła reklama firmy. Kilka dni temu szukając informacji o wybrzeżu i zatoce Moray, przypadkiem trafiłam na ich stronę i już po 10 minutach trzymałam w ręku wydrukowany bilet na morską wyprawę w poszukiwaniu fok i delfinów.
Tym razem się udało! Widziałam delfiny dosłownie na wyciągniecie ręki. Przez większą część podróży towarzyszyły naszej łodzi, pojawiając się niepodziewanie, raz po jednej, raz po drugiej stronie burty.

sobota, 22 czerwca 2019

Kanał Kaledoński.

Fort August i mający tu swój początek Kanał Kaledoński, to ostatni przystanek na mojej drodze wzdłuż południowych brzegów Loch Ness. Tu w planach była wycieczka statkiem po wodach jeziora, ale tym razem to nie pogoda mi w tym przeszkodziła (tak jak to miało miejsce w Urquhart Castle), ale tłumy chętnych do tej atrakcji.
Kanał Kaledoński.

 Nie spodziewałam się, że Fort August będzie tak zatłoczony! Wszystkie knajpki, budki z jedzeniem na wynos, wręcz pękały w szwach. Podobnie jak sklepy z pamiątkami. Zatłoczone były również nadbrzeża kanału i to do tego stopnia, że trudno było swobodnie wykonać zdjęcia podpływających do śluzy łodzi. Cóż mogłam się tego spodziewać. Fort August ze względu na swoje położenie i główną atrakcje Caledonian Canal, jest miejscem bardzo popularnym wśród turystów.

piątek, 21 czerwca 2019

Fort Augustus Abbey

Fort Augustus Abbey, to miejsce, którego zwiedzanie nie było w planach mojej wizyty w Fort August, kolejnym przystanku na drodze wokół Loch Ness. Była to dla mnie miła niespodzianka, tym cenniejsza, że budynek opactwa nie jest powszechnie dostępny. Obecnie w jego murach mieści się ekskluzywny hotel i apartamentowiec z zachowanymi oryginalnymi detalami architektonicznymi i klimatem dawnego klasztoru.
inside Abeey in Fort August

Budynek dawnego opactwa jest malowniczo usytuowany tuż nad brzegiem jeziora, przy głównej drodze prowadzącej z Inverness, po południowej stronie Loch Ness. Już z oddali widać jego majestatyczne mury.

Przy budynku jest usytuowany duży parking, gdzie zaparkowałam samochód, ale nie jestem pewna, czy jest on ogólnie dostępny dla osób, które nie są gośćmi hotelu. Mnie w każdym razie nikt nie upomniał. Dzięki temu mogłam bezstresowo poszukać miejsca, gdzie można coś zjeść i zwiedzić Fort August. 
Na tyłach opactwa, tuż nad brzegiem jeziora, u wejścia do Kanału Kaledońskiego, znajduje się mała restauracja, dość zatłoczona, ale ze smaczną kuchnią i przystępnymi cenami. 
To był obiad z widokiem, z widokiem na wpływające i wypływające do kanału statki wycieczkowe i łodzie.

sobota, 15 czerwca 2019

The Great Glen Way.

Od kilku tygodni opisuje kolejne przystanki na drodze wokół Loch Ness. Jeśli trafiliście tu po raz pierwszy, to odsyłam was do poprzednich postów. Wszystkim, którzy śledzą moje wpisy na blogu, proponuje małą przerwę, wymuszoną zmianą kierunku drogi, ale bardzo przyjemną i ciekawą pod względem krajobrazowym.
on the road to Fort August

Od Falls of Foyers droga nieznaczne odbija w głąb lądu. Nadal prowadzi równolegle do brzegów jeziora, ale w dość dużej od nich odległości. Jest pełna wzniesień i pagórków. Po obu jej stronach, od czasu do czasu, waszym oczom ukaże się niewielkie malownicze jezioro lub wijąca się serpentyną rzeka. Jednak największą atrakcją tego odcinka jest Great Glen Ways.

Falls of Foyers- Loch Ness cześć IV


Kolejny przystanek, na drodze dookoła Loch Ness, to Falls of Foyers. Zjawiskowy wodospad usytuowany na rzece Foyers, jednej z wielu zasilających wody jeziora. Jest to zarazem ostatni punkt, przed Fort August, gdzie możecie zejść nad brzeg Loch Ness. Z dużą przyjemnością się tu zatrzymałam, chciałam odpocząć od, traumatycznych’ 😊, przeżyć sprzed godziny, na przystanku Boleskine House
Jak z pewnością zauważyliście, lubię wodospady (każdy kto odwiedza Szkocję się w nich zakochuje). Jest w nich coś bardzo przyciągającego. Szum spadającej z impetem wody, spienionej, kipiącej swoją bielą, często pomieszanej z brązowym odcieniem wypłukiwanego torfu, jest magnetyzujący. Można się w nią wpatrywać całymi godzinami.

Niestety, przy większości z nich, nie będziecie w stanie zatrzymać się na dłużej. Tłumy chętnych, do odwiedzenia takich miejsc, wam na to nie pozwolą. Często punkty widokowe, ze względu na uwarunkowania terenu, mają dość ograniczoną przestrzeń.
Falls of Foyers to nie tylko wodospad, to przede wszystkim urzekająco usytułowany szlak, którym z głównej drogi możecie dojść do jeziora. Przejście go zajmuje około 2 godzin. Ja nie mogłam sobie pozwolić na tak długi przystanek. Moje odwiedziny, w tym miejscu, ograniczyły się więc jedynie do przejścia ścieżką do wodospadu i części szlaku prowadzącego do brzegów Loch Ness. Chciałam zobaczyć i sfotografować czerwone wiewiórki, które mają tu swoją kolonie.

niedziela, 9 czerwca 2019

Jimmy Page, Aleister Clowley i Boleskine House - LOCH NESS część III.


Jest takie miejsce, nieopodal brzegów Loch Ness, gdzie nawet najbardziej sceptycznie nastawieni do czarnej magii, duchów, zjaw i demonów, tracą rezon i przyznają, że przebywając tam, czuli się, delikatnie mówiąc, ‘dziwnie’. Cały czas mieli wrażenie, że ktoś stał za ich plecami. Wielu z nich odczuwało nieprzyjemny chłód, nawet w bardzo ciepły i słoneczny dzień, lub dziwną energię unoszącą się w powietrzu. Nie mogli oprzeć się wrażeniu, że ich kroki stawały się ciężkie, a jakaś bliżej nieokreślona siła pchała ich do zrobienia czegoś, na co niekoniecznie mieli ochotę. 
Trudno tu trafić, choć znajduje się ono tuż przy głównej drodze prowadzącej do Fort August, kilka mil od Dores Beach. Nie prowadzą tu żadne drogowskazy, a jedynie wtajemniczeni wiedzą, że aby tu dojść, należy się zatrzymać przy małym, kameralnym cmentarzu i udać się ścieżką w górę.

wtorek, 4 czerwca 2019

LOCH NESS – część II- Change House.

Poruszając się drogą wzdłuż Loch Ness natraficie na wiele ciekawych miejsc. Nie skupiajcie się więc jedynie na samym jeziorze, ale poświęćcie trochę uwagi jego otoczeniu (łatwo powiedzieć, od jeziora trudno oderwać wzrok). O tej porze roku przyroda aż ‘kipi’ życiem. Zatrzymując się w przydrożnych zatoczkach (Uwaga- nie wszystkie są do tego przystosowane. Duża część z nich to Passing Places, miejsca przeznaczone jedynie do wymijania.) możecie wejść do porastającego gęsto brzegi Loch Ness, wielowiekowego lasu, przejść się wyznaczonymi  ścieżkami i poobserwować tutejszą roślinność. Wzdłuż jeziora, prowadzą liczne szlaki, które pozwolą wam bliżej zapoznać się z tutejszą florą, jak również ‘popodglądać’ życie leśnych zwierząt. Jeśli będziecie mieli szczęście, to może uda się wam sfotografować czerwone wiewiórki, które z prędkością błyskawicy przeskakują z jednego drzewa na drugie lub natraficie na sarny płochliwie przemykające się wśród leśnych zarośli.


Kolejny mój przystanek, na drodze wokół jeziora, przypadł właśnie na takie miejsce. Kilka mil od Dores Beach znajduje się 'Change Horse', a w jego pobliżu zatoczka, w której można się zatrzymać, a nawet ‘zacumować’ swój kamper i spędzić tu noc. Amatorzy biwakowania na świeżym powietrzu mogą tu rozbić namiot i nawet rozpalić ognisko.

niedziela, 2 czerwca 2019

LOCH NESS – cześć I. Dores Beach.

Każdy z odwiedzających Loch Ness turystów, na swój sposób stara się uchwycić jego piękno. Często trudno mu się zdecydować na wybór miejsca, w którym chciałby się zatrzymać i atrakcji, które chciałby tu zobaczyć. Z pewnością gro odwiedzających jezioro osób przybywa tu jedynie dla legendarnego Nessie. I nie ma się co temu dziwić. Od wieków jego legenda hipnotyzuje i rozbudza wyobraźnię. Jednak Loch Ness to nie tylko Nessie. To przede wszystkim zapierające dech w piersiach widoki, jak również jedno z najciekawszych pod względem geologicznym i przyrodniczym jezior na świecie, o czym bez problemu możecie się przekonać, gdy zawitacie nad jego brzegi. Każdy kto tu przyjeżdża, jest pod jego niesamowitym wrażeniem. 

Planując pobyt nad jego brzegami pamiętajcie jednak, że na ‘ogarniecie’ urody i różnorodności jeziora, jak i miejsc do niego przyległych, trzeba poświecić trochę czasu.

Ja mam to szczęście, że mieszkam niedaleko i w miarę możliwości, staram się Loch Ness odwiedzać. W tym roku byłam już tu trzykrotnie. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie każdy ma takie możliwości, dlatego też, postaram się wam przedstawić kilka miejsc, które warto, odwiedzając te rejony Szkocji, zobaczyć.

W jednym z poprzednich moich postów pokazałam wam jezioro od strony Urquhart Castle. Tym razem pokażę wam drugi brzeg jeziora, gdzie moim skromnym zdaniem jest o wiele więcej atrakcji, a ich prezentacje zaczynam od kameralnej, pokrytej niewielkimi kamykami, o średnicy, plus minus 2 cm, plaży – DORES BEACH.

sobota, 25 maja 2019

Szkocja na Majówkę – cześć II (off the beaten track)

Piknik na trawie, na skraju lasu, nad brzegiem jeziora lub w jego pobliżu, to dla wielu, z pewnością, wymarzone miejsce na Majówkę. Gdyby mnie ktoś obudził w środku nocy i zapytał z czym kojarzy mi się Majówka, to na 100 % opisałabym takowe sielankowe okoliczności przyrody.
I to właśnie takie miejsce chcę wam dzisiaj pokazać. Miejsce, które wręcz ‘kipi życiem’ dzikiej przyrody, i aż trudno uwierzyć, że nie tak dawno temu, zostało stworzone przez człowieka dla czlowieka. Jeziora, park i niezwykły las, o którym wspomniałam w poprzednim poście, z sielankowo usytuowanymi ławeczkami i rozlicznymi ścieżkami, z których rozpościerają się wręcz bajkowe widoki, czynią je z pewnością wyjątkowym i są nieodłączną wizytówką aktywnego wypoczynku w Moray.

środa, 15 maja 2019

Dziesięć powodów, dla których warto odwiedzić Szkocję. Mój subiektywny ranking.

Tym, którzy nie po raz pierwszy znaleźli się na tym blogu, z pewnością, znane są powody, dla których tak bardzo kocham ten kraj (równie mocno jak Polskę) i dlaczego z taką gorliwością namawiam Was do jego odwiedzenia i zapoznania się z jego tradycją i kulturą. 


Zanim tu przyjechałam, moja wiedza o Szkocji, wstyd się przyznać, ograniczała się do powszechnie znanych wszystkim faktów jak i mitów.

Dzisiaj, bogatsza o lata doświadczeń, mogę z pewnością, większość z nich (faktów i mitów) zweryfikować. Was również do tego zachęcam. Dla mnie Szkocja to nie tylko kilt i Whisky. Jest tu tyle przepięknych miejsc, które można zobaczyć, jak również, w których można przeżyć przygodę i zachować niesamowite wspomnienia. Przy odpowiednich, życzliwych wskazówkach, z pewnością uda wam się tego doświadczyć.

poniedziałek, 6 maja 2019

Tattie Soup- szkocka zupa ziemniaczana.


Zupa ziemniaczana jest powszechnie znana na całym świecie. Prosta, smaczna i niezwykle pożywna. Nie jest to typowy szkocki ‘wynalazek’ kulinarny, ale zupa ta jest tu niezwykle popularna i przygotowywana w domach we wszystkich rejonach kraju. Przepis jest bardzo prosty i niewymagający zbyt dużych umiejętności kulinarnych od gotującego. Przygotować zupę, bez problemu, może każdy poczatkujący kucharz.

Jeśli poszukacie w Internecie to z pewnością znajdziecie wiele przepisów na jej przygotowanie.  Ja przedstawię wam przepis w wersji najbardziej podstawowej i w nieco urozmaiconej, z dodatkiem warzywa, które jest tu bardzo popularne, a zupełnie niedocenione w Polsce.

środa, 1 maja 2019

Szkocja na Majówkę cześć I

Przygotowując się do napisania tego postu odwiedziłam kilka miejsc w rejonie Moray. Wybrałam się również w podróż w okolice Inverness i Loch Ness. Chciałam znaleźć ciekawe miejsca, w których można spędzić majowy weekend. Zaopatrzona w piknikowy prowiant, GPS, aparat i mapę drogową, wybrałam się na poszukiwanie sielskich widoków i spokojnej przystani.
To co odkryłam, to prawdziwe ‘perełki’, które mam nadzieje, skłonią was do odwiedzenia tych rejonów Szkocji. 
Pogoda w tym roku dopisuje, a miejsce, w którym mieszkam wręcz zachęca do wypadów na tzw. łono natury. 

niedziela, 21 kwietnia 2019

Bocznymi drogami...

Zazwyczaj w piękną słoneczną pogodę, taką jak ta w trakcie obecnych świąt, obieram sobie za cel odwiedzenie określonego miejsca. Staram się jak najwięcej o nim dowiedzieć i w miarę dobrze do tej wyprawy przygotować. Zaopatrzona w mapę, niezbędne adresy i GPS wyruszam w drogę. Tym razem jednak postanowiłam zrobić coś zupełnie innego. Zaopatrzona jedynie w GPS wyruszyłam samochodem w nieznane (niezupełnie), nie obierając celu. Chciałam pojeździć po małych bocznych drogach Moray, zobaczyć co mogę tam odkryć i poczuć ducha przygody. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, więc sama wizja ‘wyprawy w nieznane’ wydała mi się bardzo ekscytująca.

Pogoda dopisała. Temperatura powyżej 20 stopni, słonce, lekki wietrzyk i zero chmur na horyzoncie. Czegóż chcieć więcej?

 Wszyscy, którzy śledzą mój blog wiedzą, że mieszkam w rolniczym regionie Szkocji. Tym, którzy zbłądzili tu po raz pierwszy, chciałam jedynie nadmienić, że jest to hrabstwo Moray.

Wyprawa w nieznane ukazała mi w pełni piękno, agrarne piękno rejonu, w którym mieszkam. Pola, pagórki, ukryte strumyczki, małe jeziorka i malowniczo położone wśród nich farmy i bajkowe domki.