Są takie rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dobrego życia.
Niewątpliwie należy do nich dobra kuchnia. Niestety gotowanie, odwrotnie niż jedzenie, nie jest moją najmocniejszą stroną. Potrafię jednak docenić dobrą kuchnie, a
programy kulinarne oglądam równie często, jak te o wystroju wnętrz i
architekturze 😉. Dlatego też, na moim blogu tak wiele miejsca poświęcam tutejszej
kuchni (prawie na równi z opisami miejsc, które warto zobaczyć.)
Jak z pewnością wiecie, od kilku lat zgłębiam tajniki języka angielskiego w lokalnym Collegu. Bardzo lubię te zajęcia, nie tylko ze względu na ich praktyczny aspekt i na moją najlepszą lektorkę Siobhan, ale również dlatego, że poznałam tu bardzo ciekawych ludzi, z krajów, często dla mnie bardzo egzotycznych.
Jest taki dzień w trakcie roku akademickiego, na który zawsze czekam z dużą niecierpliwością (i to z pewnością nie jest dzień corocznego egzaminu sprawdzającego). Są to ostatnie w roku, przedświąteczne zajęcia, których zwyczajem jest ‘mini przyjęcie’, na które każdy przynosi tradycyjne, głównie świąteczne, potrawy ze swojego kraju. Dań, które przez te wszystkie lata skosztowałam, z pewnością, nie zjadłabym w najlepszych restauracjach.
Tak również było w tym roku.
Po dwóch godzinach zgłębiania advanced grammar, cała żeńska
grupa zasiadła do świętowania. Smaki
niesamowite – albańskie, niemieckie, chińskie, włoskie, francuskie, hiszpańskie, syryjskie, tureckie i oczywiście polskie.
Nasz kraj reprezentowała przepyszna ryba
po grecku, czekoladowe ciasto Moniki, przykryte pierzynką z kokosa i moje pierogi
z kapustą i grzybami, omaszczone cebulką, które Laura, Włoszka nazwała pysznymi
ravioli.
Feeria smaków i zapachów przygotowanych przez kobiety, które
w Szkocji odnalazły swoje miejsce na ziemi, często pokonując tysiące kilometrów,
aby w tutejszych szkołach uczyć szkockich uczniów swoich ojczystych języków.
Hiszpańskie
Ensaladilla i Tortilla, niemieckie kiełbaski- Bratwurst, chleb francuski, albański
deser Kadaif, włoskie Pandoro, turecka baklava i chińskie prażynki, to oprócz wspomnianych
wyżej polskich dań, potrawy, które towarzyszyły nam przez resztę wieczoru. Każda z nas dzieliła
się informacjami o składnikach i sposobie ich przyrządzania, jak i zwyczajami związanymi
z ich przygotowywaniem. To było właśnie to, na co czekam co roku i jak zwykle co
roku, to było naprawdę wyjątkowe spotkanie.
Skrzętnie spisałam wszystkie
przepisy i już nie mogę się doczekać, kiedy przygotuje je w domu.
Szkocja to kraj, w którym można odnaleźć smaki z całego świata.
Otwarty na imigrantów. Są oni tu, przez tutejszy rząd, chętnie zapraszani
i bardzo mile widziani. Moje szkockie
smaki, tym razem będą odzwierciedleniem właśnie tej otwartości i różnorodności.
Mogą być one dla wielu z was zaskakujące, równie jak miejsce, w którym je poznałam,
ale na tym właśnie polega wyjątkowość tego kraju.
Zarówno w pracy jak i poza nią często obracam się tu w międzynarodowym
środowisku. Nie są to tylko Europejczycy z krajów, które przystąpiły do Unii w
2004 r. Duży odsetek z nich stanowią ludzie, którzy wraz ze swoimi rodzinami
schronili się tu przed konfliktami zbrojnymi i reżimami panującymi w ich ojczystych
krajach. Muszę przyznać, że wbrew temu co opowiada się w Polsce o emigrantach, zasymilowali
się oni bardzo dobrze z tutejszą społecznością i często trudno poznać, że to nie
rdzeni mieszkańcy.
Nie do końca jednak o nich będzie ten post. Jak z pewnością wiecie, od kilku lat zgłębiam tajniki języka angielskiego w lokalnym Collegu. Bardzo lubię te zajęcia, nie tylko ze względu na ich praktyczny aspekt i na moją najlepszą lektorkę Siobhan, ale również dlatego, że poznałam tu bardzo ciekawych ludzi, z krajów, często dla mnie bardzo egzotycznych.
Jest taki dzień w trakcie roku akademickiego, na który zawsze czekam z dużą niecierpliwością (i to z pewnością nie jest dzień corocznego egzaminu sprawdzającego). Są to ostatnie w roku, przedświąteczne zajęcia, których zwyczajem jest ‘mini przyjęcie’, na które każdy przynosi tradycyjne, głównie świąteczne, potrawy ze swojego kraju. Dań, które przez te wszystkie lata skosztowałam, z pewnością, nie zjadłabym w najlepszych restauracjach.
Tak również było w tym roku.
Hiszpańska sałatka Ensaladilla
|
Przyjaźń polsko – niemiecka;
pierogi w towarzystwie niemieckich kiełbasek-
Bratwurst
|
Francuski chleb
|
Tortilla |
albański deser Kadaif |
Dobre jedzenie, nie potrzebuje wykwintnej oprawy,
ale dobrych kucharzy i oczywiście dobrego towarzystwa, a tego, z pewnością, nie zabrakło.
Dziękuje, wszystkim za ten piękny wieczór.
PS
Jest jeszcze jedna potrawa,
która chciałam wam pokazać- to węgierski gulasz. Przygotowała go dla mnie Anna,
z którą kiedyś pracowałam. Ostatni raz jadłam równie dobry wiele lat temu w Budapeszcie.
Jej talenty kulinarne nie ograniczają się jedynie do gulaszu i jak na prawdziwą
artystkę, rzeźbiarkę i malarkę przystało przygotowała na nasze spotkanie również
przepiękny, cieszący nie tylko podniebienie, deser.
Gulasz
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz