niedziela, 22 grudnia 2019

Moje szkockie smaki. Cześć II.

Są takie rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dobrego życia. Niewątpliwie należy do nich dobra kuchnia. Niestety gotowanie, odwrotnie niż jedzenie, nie jest moją najmocniejszą stroną. Potrafię jednak docenić dobrą kuchnie, a programy kulinarne oglądam równie często, jak te o wystroju wnętrz i architekturze 😉. Dlatego też, na moim blogu tak wiele miejsca poświęcam tutejszej kuchni (prawie na równi z opisami miejsc, które warto zobaczyć.)

Szkocja to kraj, w którym można odnaleźć smaki z całego świata. Otwarty na imigrantów. Są oni tu, przez tutejszy rząd, chętnie zapraszani i bardzo mile widziani. Moje szkockie smaki, tym razem będą odzwierciedleniem właśnie tej otwartości i różnorodności. Mogą być one dla wielu z was zaskakujące, równie jak miejsce, w którym je poznałam, ale na tym właśnie polega wyjątkowość tego kraju.

Zarówno w pracy jak i poza nią często obracam się tu w międzynarodowym środowisku. Nie są to tylko Europejczycy z krajów, które przystąpiły do Unii w 2004 r. Duży odsetek z nich stanowią ludzie, którzy wraz ze swoimi rodzinami schronili się tu przed konfliktami zbrojnymi i reżimami panującymi w ich ojczystych krajach. Muszę przyznać, że wbrew temu co opowiada się w Polsce o emigrantach, zasymilowali się oni bardzo dobrze z  tutejszą społecznością i często trudno poznać, że to nie rdzeni mieszkańcy. 
Nie do końca jednak o nich będzie ten post.
Jak z pewnością wiecie, od kilku lat zgłębiam tajniki języka angielskiego w lokalnym Collegu. Bardzo lubię te zajęcia, nie tylko ze względu na ich praktyczny aspekt i na moją najlepszą lektorkę Siobhan, ale również dlatego, że poznałam tu bardzo ciekawych ludzi, z krajów, często dla mnie bardzo egzotycznych.
Jest taki dzień w trakcie roku akademickiego, na który zawsze czekam z dużą niecierpliwością (i to z pewnością nie jest dzień corocznego egzaminu sprawdzającego). Są to ostatnie w roku, przedświąteczne zajęcia, których zwyczajem jest ‘mini przyjęcie’, na które każdy przynosi tradycyjne, głównie świąteczne, potrawy ze swojego kraju. Dań, które przez te wszystkie lata skosztowałam, z pewnością, nie zjadłabym w najlepszych restauracjach.
Tak również było w tym roku.  
Hiszpańska sałatka Ensaladilla 
Po dwóch godzinach zgłębiania advanced grammar, cała żeńska grupa zasiadła do świętowania.  Smaki niesamowite – albańskie, niemieckie, chińskie, włoskie, francuskie, hiszpańskie, syryjskie, tureckie i oczywiście polskie. 

Przyjaźń polsko – niemiecka; pierogi w towarzystwie niemieckich kiełbasek- Bratwurst
Nasz kraj reprezentowała przepyszna ryba po grecku, czekoladowe ciasto Moniki, przykryte pierzynką z kokosa i moje pierogi z kapustą i grzybami, omaszczone cebulką, które Laura, Włoszka nazwała pysznymi ravioli.  
Francuski chleb
Feeria smaków i zapachów przygotowanych przez kobiety, które w Szkocji odnalazły swoje miejsce na ziemi, często pokonując tysiące kilometrów, aby w tutejszych szkołach uczyć szkockich uczniów swoich ojczystych języków.
Tortilla
Hiszpańskie Ensaladilla i Tortilla, niemieckie kiełbaski- Bratwurst, chleb francuski, albański deser Kadaif, włoskie Pandoro, turecka baklava i chińskie prażynki, to oprócz wspomnianych wyżej polskich dań, potrawy, które towarzyszyły nam przez resztę wieczoru. Każda z nas dzieliła się informacjami o składnikach i sposobie ich przyrządzania, jak i zwyczajami związanymi z ich przygotowywaniem. To było właśnie to, na co czekam co roku i jak zwykle co roku, to było naprawdę wyjątkowe spotkanie.
albański deser Kadaif
Skrzętnie spisałam wszystkie przepisy i już nie mogę się doczekać, kiedy przygotuje je w domu.

Dobre jedzenie, nie potrzebuje wykwintnej oprawy, ale dobrych kucharzy i oczywiście dobrego towarzystwa, a tego, z pewnością, nie zabrakło.


Dziękuje, wszystkim za ten piękny wieczór.









PS
Jest jeszcze jedna potrawa, która chciałam wam pokazać- to węgierski gulasz. Przygotowała go dla mnie Anna, z którą kiedyś pracowałam. Ostatni raz jadłam równie dobry wiele lat temu w Budapeszcie. Jej talenty kulinarne nie ograniczają się jedynie do gulaszu i jak na prawdziwą artystkę, rzeźbiarkę i malarkę przystało przygotowała na nasze spotkanie również przepiękny, cieszący nie tylko podniebienie, deser.
Deser Anny
Gulasz 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz