Pisząc o współczesnej Szkocji, trudno nie wspomnieć o tutejszym uwielbieniu do kuchni hinduskiej, a szczególnie do curry. Z pewnością dla wielu z was, którzy nie mieszkają na Wyspach lub tutejsze zwyczaje znają dość słabo, jest to temat ‘za mało szkocki’. Zapewniam was, że nic bardziej mylnego. Curry to bardzo, ale to bardzo szkocki temat, szczególnie, że to szkockie Glasgow, w ostatnich latach, po wieloletnim prymacie angielskiego Birmingham, stało się brytyjską stolicą tego orientalnego dania. Miłość do kuchni hinduskiej a szczególnie do curry, bije tu wszelkie rekordy. To prawdziwy fenomen i symbol przenikania się i wzajemnej adaptacji odległych kultur, szczególnie w tym wymiarze kulinarnym. O tym jak potrawa ta jest tu popularna niech świadczy fakt, że od lat, rok rocznie, organizowany jest konkurs na najlepsze szkockie curry(!), a jego patronem medialnym jest magazyn Scotsman Food & Drink.
Lubię kuchnię hinduską. Nie jestem jednak aż tak dużym jej fanem, aby tak jak większość znanych mi Szkotów, przynajmniej raz w tygodniu, zamawiać dania take away. Mam kilka ulubionych restauracji serwujących wyśmienite curry, w pobliżu mojego miejsca zamieszkania, ale częstotliwość z jaką w nich bywam, nie jest zbyt duża. Zaglądam do nich co dwa, trzy miesiące. Ma to oczywiście swoje plusy. Nie przyzwyczajam mojego podniebienia do orientalnych smaków, dzięki czemu za każdym razem, kiedy przekraczam progi ‘orientu’, mogę cieszyć się niesamowitą ich eksplozją.
Podążając za tutejszą modą w miniony weekend ponownie wybrałam się na kulinarną ucztę i odwiedziłam restauracje, którą bardzo lubię i do której chciałam was dzisiaj zaprosić. Znajduje się ona oczywiście w rejonie Moray, w przepięknym malowniczym, nadmorskim miasteczku Lossiemouth.