Wiosna powoli się rozkręca. Coraz więcej jest słonecznych
dni i coraz wyższa temperatura. Mam nadzieje, że ja, podobnie jak wiosna, rozkręcę
się i na nowo powrócę do systematycznego prowadzenie tego bloga, zwłaszcza, że
miejsc do odwiedzenia jest co nie miara, a chęć ruszenia się z domu rozkręca się
u mnie, podobnie jak wiosna.
Dzisiaj ponownie wracam do sprawdzonego tematu, małych, a
zarazem niezwykle odkrywczych podroży w mojej najbliższej okolicy. Odkrywając te
miejsca; niektóre po raz pierwszy, inne na nowo, uświadamiam sobie w jakim
zabieganiu żyje i jak mało czasu poświęcam na małe przyjemności – spacer w
towarzystwie bliskiej osoby i spontaniczne przejażdżki samochodem, czy też filiżankę
kawy wypitą w ogrodzie w towarzystwie promieni wiosennego słońca.
Nie obiecuje już sobie, że to zmienię, bo to nie zawsze zależy
ode mnie. Mam chęci, a to już pierwszy krok do zmiany przyzwyczajeń.
Pamiętam, jak kilka lat temu, również w okolicach Wielkanocy umieściłam pierwszy post z tej serii (link tu cześć I) (link do cz. II), dostałam od Was mnóstwo wiadomości, z zapytaniami, gdzie jest tak pięknie. Rzeczywiście, miejsce, w którym mieszkam jest piękne. Nic wiec dziwnego, że coraz więcej osób z Anglii tu się osiedla, zwłaszcza, ze panuje tu specyficzny mikroklimat i w porównaniu do innych części Szkocji jest tu dużo cieplej.