Są takie miejsca, do których chętnie wracam. Dlaczego tak się
dzieje? Pomyślicie z pewnością, że przyciągają mnie do nich piękne widoki,
czy też chęć zrobienia sobie zdjęcia na tle rozpoznawalnej i ‘lansowanej’ przez
przewodniki turystyczne budowli. Nic bardziej mylnego.
Cóż lans nie był i nie jest moją najmoc - niejszą stroną (a
szkoda, bo dobrze się w obecnych czasach sprzedaje). Miejsce, do którego chciałam koniecznie wrócić, to Clava Cairns, znajdujące się w okolicach Inverness, w pobliżu, opisanego również na tym
blogu Culloden Battlefield. A powód, dla którego chciałam to zrobić i to właściwe
o tej porze roku, a dokładnie 22 grudnia, był wyjątkowy. Dlaczego? Jeśli śledzicie mojego bloga, to z pewnością wiecie, że historia, a przede wszystkim archeologia, to moje pasje. A gdzież lepiej oddać się ich kontemplacji niż w miejscu, które, być może, jest starsze od samych egipskich piramid? Bez
obawy nie przybyłam tu z małym szpadelkiem i szczoteczkami, aby wydobywać z
ziemi kości pierwotnych mieszkańców tych ziem, czy też w poszukiwaniu prehistorycznych klejnótow. Chciałam koniecznie przyjechać tu w najkrótszym dniu roku tj. 22 grudnia, aby zobaczyć jak doskonałymi astronomami
i matematykami byli ówcześni i wczuć się w atmosferę prahistorycznego, obchodzonego
przez pogan święta zimowego przesilenia- WINTER SOLSTICE - Święta odrodzenia się Słońca.