niedziela, 26 kwietnia 2020

Szkockie mity i legendy - Moray

Szkockie mity i legendy należą chyba do najbardziej znanych na świecie i cieszą się dużą popularnością wśród ‘przeszukiwaczy’ i poszukiwaczy tego typu treści. Jedni czynią to z ciekawości, inni z chęci przeżycia dreszczyku emocji, albowiem w wielu mitach i legendach znajdziecie elementy grozy i horroru jak również wątki, które aż się proszą o ekranizacje w iście hollywoodzkim stylu. Nie brakuje tu bowiem zbrodni, zdradzonej przyjaźni, nieszczęśliwej miłości, nawiedzonych budynków, duchów i czarów.  Są w końcu i tacy, którzy po prostu lubią czytać ciekawe historie, które są często odzwierciedleniem wierzeń i przekonań ludzi z czasów, w których legenda powstała. 
Nic też dziwnego, że post poświęcony Legendom Moray, który napisałam ponad rok temu, cieszy się niesłabnącą popularnością, niemal tak dużą jak post poświęcony cenie kiltu. Obiecałam, że jak tylko wyszukam nowe legendy to się nimi z wami podzielę. Trochę mi to zajęło i to nie dlatego, że jakoś szczególnie ich poszukiwałam. Legendy te znam już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie miałam nastroju do ich opisania i od blisko dwóch miesięcy nie mogłam się zabrać do napisania tego postu.

Ostatnio przeglądając zdjęcia, które wykonałam w ciągu ostatnich miesięcy natrafiłam na jedno, z odwiedzin miejsca, o którym zupełnie zapomniałam. Skłoniło mnie to do zabrania się do pracy i stworzenia tego wpisu.
Mam nadzieje, że legendy, które tym razem zebrałam (nie wątpię, że jest ich znacznie więcej i do tego tematu będę z pewnością jeszcze wracać) również przypadną wam do gustu, a ten post będzie równie popularny jak poprzedni.

Wilk z Badenoch – historia miłości, która doprowadziła do zniszczenia katedry w Elgin.

Katedra w Elgin, a właściwie jej ruiny, jak z pewnością zauważyliście (przynajmniej Ci z was, którzy śledzą moje wpisy na blogu), to mój ulubiony obiekt, który chętnie i często opisuje. Nie tylko dlatego, że jest to jeden z najbardziej znanych i rozpoznawalnych budynków muzealnych w regionie, w którym mieszkam. Przede wszystkim Katedra na przestrzeni wieków odgrywała znaczącą role w historii Moray i jak każde znaczące, dla dziejów danego narodu, miejsce owiana jest licznymi legendami i mitami. Do jej dzisiejszego stanu – ruin przyczyniła się zawierucha, która powstała w trakcie reformacji, gdy niszczono wszystkie kościoły i katedry. Jednak to nie w tym okresie po raz pierwszy popadła ona w ruinę i została niemal doszczętnie zniszczona.
Historia, którą opowiem wydarzyła się pod koniec XXIV wieku, kiedy to w Moray, ważnym ośrodku ówczesnego życia politycznego w Szkocji, rządził z ramienia kościoła biskup Alexander Bura. Popadł on w konflikt z Aleksandrem Stewartem I hrabią Buchan, synem króla Roberta II. Hrabia znany był ze swojego trudnego charakteru i niezwykłej skłonności do wstrzymania licznych konfliktów z sąsiadami. Doskonale władał wszelkimi rodzajami broni i w pojedynkach nie miał sobie równych. Drżeli przed nim wszyscy mężowie w Moray jak i w całej Szkocji.
Miał on jednak jedną słabość. Do nieprzytomności zakochał się w niejakiej Mariote, córce ustosunkowanej i wpływowej w tamtych czasach kobiety Iye Mackaye. Miłość ta była odwzajemniana, niestety oboje kochankowie w owym czasie byli w legalnych związkach małżeńskich.

Hrabia postanowił uporządkować ich statut prawny i ożenić się z Matiote, zwłaszcza że na świat przychodzili jego kolejni potomkowie z tego związku.
Na przeszkodzie stanął jednak wspomniany biskup, który nakazał Alexandrowi powrót do swojej żony Eufemii i pomimo wielokrotnych próśb i gróźb ze strony Hrabiego, jak również papieskich wysłanników, nie chciał on wyrazić na to zgody.
Alexander był jednak w swoich dążeniach nieustępliwy. Sam przyszedł na świat jako nieślubne dziecko i był nim aż do 6 roku życia, kiedy to jego ojciec, przyszły król Szkocji, poślubił jego matkę Elżbietę Mure. Z pewnością wiedział co to znaczy być nieślubnym dzieckiem i dlatego tak uparcie dążył do zalegalizowania swojej miłości.
Nie uzyskawszy zgody od biskupa, w akcie zemsty napadł, spalił i splądrował Katedrę w Elgin, majątki biskupa w Forres i opactwo Pluscarden, zabijając przy tym wielu niewinnych ludzi. Wydarzenie to miało miejsce 17 czerwca 1390 roku.
Ostatecznie żona hrabiego zgodziła się na rozwód po dwóch latach od momentu tych tragicznych wydarzeń i mógł on wówczas poślubić swoją wybrankę, która w owym czasie również była już wolna. Małżonkowie dochowali się pokaźniej gromadki dzieci (7) i żyli długo i szczęśliwie.
Jednak zniszczenia, jakie tej miłości towarzyszyły, na długo pozostały w pamięci mieszkańców Moray. Katedra nigdy nie odzyskała już swojej świetności a reformacja ostatecznie przyczyniła się do jej upadku. Pamiętni, działań Wilka z Badenoch, biskupi nie zezwolili na pochówek Aleksandra, jakby nie było możnego i wpływowego za życia dostojnika, w murach katedry. Jego grób znajduje się w katedrze Dunkeled.
Legenda głosi, że jego duch nawiedza ruiny katedry szczególnie w burzliwe i wietrzne noce, ciesząc się, że katedra ostatecznie popadła w ruinę.

Legenda kamienia czarownic.
O kamieniu pisałam już opisując inne miejscowe legendy – o Makbecie i o wzgórzu Cluny Hill. Jednak, nie sposób do niego nie wrócić, bo tragedia, która towarzyszyła jego umiejscowieniu nadal żyje we wspomnieniach tutejszych mieszkańców, mimo że wydarzenia te miały miejsce blisko 500 lat temu. Codziennie, niezależnie od pory roku przy kamieniu stawiane są świeże kwiaty i czasami maskotki. Spacerujący mieszkańcy zatrzymują się przy nim i w milczeniu oddają hołd męczennicom. Jedna z miejscowych legend mówi, że kamień od samego początku, a więc dnia, kiedy ze wzgórza Cluney Hill stoczyła się beczka ze zmasakrowanym zwłokami ‘czarownicy’ miał magiczną moc. Każdego bowiem, kto usiłował go usunąć lub jedynie przesunąć w niedługim czasie spotykała nagła i okrutna śmierć. Nie sposób też było koło niego przejść, bowiem unosząca się aura siała strach w ludzkich umysłach. W końcu znalazł się śmiałek, który kamień ten odważył się rozłupać na 3 mniejsze kawałki i przeniósł je do odległych od siebie miejsc. Dokonawszy tego nie przeżył nawet tygodnia, a Forres zostało nawiedzone przez liczne kataklizmy takie jak pożary i silne wichury. Ludzie zaczęli umierać na tajemnicze choroby, a krowy ponoć przestały dawać mleko.

Ostatecznie, aby uciszyć gniew duchów postanowiono kamień ponownie przenieść na dawne miejsce i złączyć go metalowymi klamrami. Gdy tego dokonano pożary wygasły a wichury ustały.
Nigdy więcej już nikt nie ośmielił się go ruszyć, nawet odnawiający drogę budowniczy. Obudowano go niewielkim murkiem i pozostawiono przy chodniku. 

Glenrothes - nawiedzona destylarnia w Moray.

W Szkocji duchów i zjaw możecie się spodziewać wszędzie, ale duch w destylarni to coś niezwykle rzadkiego i raczej nie znajdziecie drugiej takiej nawiedzanej przez tak oryginalną zjawę nie tylko w Moray, ale również i w całej Szkocji. Destylarnie nawiedza duch niejakiego ‘Byeway’ Makalanga.  Imię jego nie brzmi zbyt szkocko, ale też postać, której cień błąka się po destylarni nie miała szkockich korzeni, a przybyła tu z odleglej krainy w Afryce.
Historia, która towarzyszy pojawieniu się Makalanga w Rothes i jego życia w Speyside jest ciekawa i z pewnością można by na jej podstawie napisać niejedną książkę.

W czasach, w których się zdarzyła właścicielem destylarni w Rothes była rodzina Grant. Gorzelnią zarządzał Major James Grant, który był znany ze swojej ekscentryczności jak również otwartości na wszelkie nowinki techniki. Był on pierwszym człowiekiem, którzy w Speyside miał samochód, a jego Glen Rothes było pierwszą destylarnią, gdzie wprowadzono elektryczność.
Oprócz whisky największą pasją majora była Afryka. Uwielbiał podróże szczególnie do południowej części tego kontynentu, polowania na dzikiego zwierza i poznawanie nieodkrytych przez białego człowieka miejsc.
W czasie jednej z takich podroży w 1898 roku do Zimbabwe, które w tym czasie dotknięte zostało przez klęskę głodu, Major natknął się na starego i schorowanego hodowcę bydła i jego żonę, którym towarzyszyli dwaj wygłodzeni i wynędzniali chłopcy. Przewodnicy, którzy mu towarzyszyli uznali, że szanse chłopców na przeżycie u boku staruszków są znikome. Major niewiele myśląc nakarmił chłopców i wraz z drugim towarzyszem podroży postanowił się nimi zaopiekować. I tak mały Byeway z afrykańskiej wioski znalazł się, przebywszy ogromne morze, w szkockiej wiosce Rothes.
W Szkocji Major zaczął traktować Byeway jak swojego najlepszego i zaufanego sługę. Ponadto zaczął ubierać go w ubrania właściwe dla małego lorda i posłał go do lokalnej szkoły, gdzie ten szybko zaczął posługiwać się angielskim z typowym dla tego regionu akcentem.
W czasie I wojny światowej Byeway walczył w obronie swojej nowej ojczyzny w szeregach brytyjskiej armii.
A po wojnie dał się poznać jako dobry zarządca destylarni i zagorzały piłkarz lokalnej drużyny.
Major Grant zmarł w 1931 roku zapewniając jednak byt Byeway. Jego sytuacje zmienił wybuch II wojny światowej, kiedy to destylarnia została zarekwirowana na potrzeby wojska, a sam Byeway zmuszony został do poszukania sobie pracy.
Po wojnie wrócił do swojego domu, ale nie powrócił już do dawnych funkcji i przywilejów. W jednym z budynków destylarni który zamieniono na mieszkania dostał niewielki lokal, gdzie dożył końca swoich dni.
Budynek destylarni usytuowany jest na wprost cmentarza, na którym spoczęły jego doczesne szczątki i jak głosi legenda duch Byeway nocami odwiedza jego mury i dogląda procesu wytwarzania whisky.
Jego obecność dobrze wpływa na smak wytwarzanego tu trunku, a toast ‘wypijmy za ducha’, który jest wznoszony przez odwiedzających destylarnie gości, nabiera dodatkowego wymiaru.
Mam nadzieje, że również te legendy zyskają wasze uznanie. Obiecuje, że kolejne opisze jak tylko ponownie zostanie otwarta lokalna biblioteka i będę mogła poszperać w starych dokumentach.
Zapraszam do czytania bloga.

5 komentarzy:

  1. Ciekawe te twoje legendy. Może się wybiorę w te rejony.
    Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Region, w którym mieszkam jest trochę niedoceniany pod tym względem. Wszyscy kojarzą go głównie z whisky. Tymczasem w średniowieczu był to jeden z ważniejszych ośrodków politycznych i kulturalnych w Szkocji. Planując wyprawę do Szkocji, warto go uwzględnić. Mam nadzieje, że uda mi się zachęcić więcej osób do jego odwiedzenia.

      Usuń
  2. Czekam na legendy o potworze z Loch Ness:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. Jak tylko będzie można się swobodnie poruszać, to wybiorę się nad Loch Ness i będę wypatrywać potwora i wsłuchiwać się w legendy o nim.
      Pozdrawiam
      Agnieszka

      Usuń