piątek, 25 grudnia 2020

Święta Bożego Narodzenia w Szkocji – once upon a time.


Każdy kto doświadczył szkockich świąt Bożego Narodzenia z pewnością pamięta towarzyszącą im radość i wyjątkową celebracje okresu przedświątecznego. Uśmiech, zabawa i festiwal wszechobecnego konsumpcjonizmu, to obrazek współczesnych szkockich Xmas Days.

Przyglądając się temu, aż trudno uwierzyć, że współcześni Szkoci celebrują ten okres, w tak radosny sposób dopiero od kilku dziesięcioleci. Do lat 60 - tych XX wieku obchodzenie Świąt Bożego narodzenia było tu bowiem ustawowo zabronione!

Po wiekach ograniczeń i zakazów we współczesnej Szkocji obchodzi się ten czas szczególnie radośnie, a okres celebrowania i świętowania rozciąga się dla wielu osób aż do 6 stycznia kolejnego roku. Szkocja jest krajem, gdzie drugi dzień świąt jest, w przeciwieństwie do Anglii tzw. Bank holiday, czyli dniem wolnym od pracy. Nie znaczy to, że nie ma tu tzw. Boxing Day, czyli tradycyjnego dnia wyprzedaży, który zawsze odbywa się w drugi dzień świąt. Wręcz przeciwnie, ale w odróżnieniu do pozostałych części Zjednoczonego Królestwa wiele firm jest w tym okresie zamkniętych.

Once upon a time.

Historia celebrowania tego okresu w roku na ziemiach szkockich jest bardzo długa i jak wykazały badania archeologiczne sięga 4 tys. lat pne i wiąże się ze świętowaniem tu tzw. Winter Solstice. Ci z was którzy śledzą mojego bloga z pewności o tym czytali. Opisywałam to w poście z początku tego roku. Odwiedziłam wtedy, po raz kolejny miejsce, w którym pierwotni mieszkańcy tych ziem celebrowali tzw. zimowe przesilenie - Clava Carins

środa, 16 grudnia 2020

Szkockie przygotowania do świąt Bożego Narodzenia.

 

Kilka tygodni temu jedna z moich znajomych, mieszkających w Polsce, z którą od wielu miesięcy planowałyśmy spotkanie w okresie świąteczno-noworocznym, a do którego z wiadomych powodów nie dojdzie, zapytała mnie jak przygotowuje się w Szkocji do świąt Bożego Narodzenia. Niby oczywiste i proste pytanie, ale gdy je usłyszałam to szczerze powiem nie wiedziałam jak na nie odpowiedzieć.

Myślę, że pytanie to nastręczyłoby również trudności wielu z was. Wszystko przecież zależy od tego co mamy na myśli mówiąc o przygotowaniach- przygotowania duchowe w czasie adwentu, czy też pogoń za prezentami i oddanie się wszechobecnej w tym czasie konsumpcji.

Wielu z nas myśląc bowiem, o tym okresie zastanawia się jak to wszystko logistycznie ogarnąć – przygotowanie domu, zakupy produktów do potraw na wigilie i dni świąteczne, prezenty itp.… I z pewnością takie odpowiedzi w wielu przypadkach usłyszycie.

Mieszkający w Szkocji Polacy, podobnie jak cudzoziemcy, w sklepach sprzedających ich krajowe przysmaki, składają zamówienia na niedostępne na co dzień towary – karpia, kiszoną kapustę z beczki i świeże makowce. Wszystko prawie jak w rodzinnym kraju. Gdy wchodzę do polskiego sklepu w powietrzu czuje się te samą przedświąteczną atmosferę co w Polsce.

sobota, 28 listopada 2020

St. Andrews Day - czyli jak to z tym szkockim świętowaniem bywa

 


Podczas gdy w Polsce w ostatni dzień listopada świętujemy Andrzejki, w Szkocji obchodzi się tzw. St. Andrews Day i dzień szkockiej flagi. Dzień ten należy do tzw. bank holidays, czyli dni wolnych od pracy.

Informacje jak ta powyżej i o tradycjach związanych z tym świętem znajdziecie we wszystkich tutejszych gazetach, przewodnikach, na większości portali internetowech, Wikipedii, czy też stronach internetowych BBC.

Komuś kto mieszka poza Szkocją i wczytuje się w te wszystkie, opiewające to święto, teksty wydaje się, że Szkocja to kraj przykładający w tej mierze dużą wagę do tradycji. Od wewnątrz wygląda to jednak zupełnie inaczej. Jeśli myślicie, że przeciętny Szkot celebruje ten dzień i w jakiś szczególny sposób obchodzi to święto, to jesteście w dużym błędzie. Wspomniany powyżej przeciętny Szkot w większości przypadków nie ma pojęcia, że St. Andrews Day istnieje i że towarzyszą mu jakiekolwiek tradycje.

Większą wiedze na ten temat mają, o dziwo cudzoziemcy, którzy interesują się historią kraju. Z pewnością słyszeli o nim też ci z was, którzy zdawali egzamin na tzw. citizenship.

wtorek, 24 listopada 2020

W poszukiwaniu inspiracji ...( i lepszego nastroju)


Z pewnością zauważyliście, że ostatnio pustki na moim blogu. Nie zamieszczam też zbyt wielu postów na moim Facebookowym koncie jak również na Instagramie. Nie wynika to absolutnie z mojego lenistwa, czy też jakiś chwilowych niedomagań, jak to się zdarzyło w tym samym okresie zeszłego roku.

W tym roku nie dopadł mnie wirus (na szczęście!!!), ale pandemia która szleje naokoło mnie, skutecznie mnie zablokowała. Nie mam nastroju, jak również trochę się boje wyprawiać gdzieś dalej niż moje Moray. A, że od momentu, kiedy prowadzę ten blog, zajrzałam tu w prawie każdy kont, to tematy też się trochę wyczerpały…

Na dodatek zmieniłam prace i musze się wdrożyć w nowe obowiązki i ‘przebiec’ maraton rożnego rodzaju szkoleń. Do tego ta okropna pogoda. Ciągle pada i nie mam na nic ochoty jak również nastroju.

Od dwóch tygodni ślęczę nad dwoma tekstami na blog i jakoś nie chcą się dokończyć 😊

piątek, 30 października 2020

Mini footprint szkocka moda z syryjską duszą.

Od kilku tygodni zastanawiam się czy ruszać w Szkocje i mimo obostrzeń delektować się, przynajmniej zza kierownicy samochodu, przepiękną szkocką jesienią, taką jak z pocztówki. Kocham tutejszy krajobraz i chętnie wykorzystuje każdą chwile, aby się nim upajać i włóczyć się po szkockich bezdrożach. Jednak wydarzenia ostatnich tygodni – mocno mojego ‘ducha włóczykijstwa’ podkopały. Nie dość, że na nowo muszę się zmagać ze strachem przed koronowirusem, to jeszcze na dodatek ten cały bałagan w Polsce, wywołany przez osobników, którzy dbają jedynie o swoje pełne kieszenie, a nie o ludzi, czy też szerzej o państwo.

Obiecałam sobie, że od polityki będę trzymać się jak najdalej, szczególnie od wypowiadania publicznie moich opinii, chociaż uwierzcie mi, że język mnie świerzbi. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuje, to wrogowie, a o tych nietrudno, gdy wygłasza się jasno swoje poglądy. Mam określony światopogląd i według niego żyję i co najważniejsze, mam to szczęście, że mogę go urzeczywistniać w kraju wolnym, tolerancyjnym i demokratycznym. I zamierzam się tym cieszyć, bo byt na tym świecie ma się tylko jednej (no może więcej – jeśli ktoś wierzy w reinkarnacje😊)

W chwilach takiego ‘życiowego przesilenia’ cieszę się, że udało mi się w Szkocji w miejscu, w którym mieszkam, otoczyć ludźmi, którzy mają niezwykle kolorową osobowość i kreatywną dusze. To oni dają mi tzw. Powera i chęć do działania.

Taką właśnie osobą jest Lara Alsayed, Syryjka, która od 2014 roku na stałe mieszka w Szkocji i tu też, podobnie jak ja, realizuje swoje pasje, marzenia i zawodowe cele.

poniedziałek, 5 października 2020

Zapachy Szkocji w polskim wydaniu

* Zdjęcie  Soapwell. 

Szkocja to dla mnie, podobnie jak dla wielu naszych rodaków, którzy zdecydowali się na emigracje, zupełnie nowy rozdział w życiu. To jak czysty zeszyt, który zaczynamy zapisywać i ze zdziwieniem odkrywamy, że szybko musimy nabyć nowy, bo myśli nam towarzyszących, ludzi których spotykamy, podobnie jak wydarzeń, jest tak wiele, że w jednym nie sposób ich wszystkich pomieścić.

Bardzo często rozmawiam z ludźmi, którzy podjęli decyzje o emigracji i zdecydowali się zamieszkać z dala od Polski. Jestem ciekawa ich doświadczeń jak i powodów, dla których postanowili pozostawić swoje dotychczasowe życie, rodzinę, budowane latami przyjaźnie i często dobrą prace i zamieszkać w kraju, który kojarzyli jedynie z legendy o potworze z Loch Ness, whisky i kiltu.

Zawsze myślałam, że powodów jest tak wiele jak ludzi, których poznaje. Ze zdziwieniem odkryłam, że w przeważającej mierze wszyscy mamy wspólny mianownik, a pod wieloma z tych historii mogłabym wręcz się podpisać i przedstawiać jej jako streszczenie mojego życiorysu.

Dzisiaj zaczynam na tym blogu nowy cykl. Chcę wam przedstawiać ciekawych ludzi, którzy w nowym kraju, od podstaw zbudowali swoje życie i odkryli w sobie talenty, które często przez lata były spychane do podświadomości. 

środa, 23 września 2020

Małe rzeczy a cieszą

 

Kiedy kilka lat temu sprowadziłam się do Szkocji, nie spodziewałam się, że zamieszkam w pobliżu miejsca, do którego ściągają ludzie z całego świata, aby odzyskać równowagę w życiu i na nowo odkryć własną drogę. Nie ukrywam, że ja również uległam jego urokowi i chętnie tu przyjeżdżam, gdy nawarstwi mi się wiele spraw, tak wiele, że zaczynam miotać się w miejscu i nie wiem, za którą mam się najpierw zabrać, aby ruszyć we właściwym kierunku.

Nauczyłam się, że w takich sytuacjach należy się zatrzymać. Wyłączyć wszystko- telefon, laptop, wiadomości i skupić się jedynie na własnych potrzebach. Wszystko inne może poczekać.

Miejsce, w którym tysiące osób, w tym ja, odzyskuje równowagę i po wizycie w którym wstępuje w nie ‘nowa energia’ opisywałam kilka miesięcy temu na tym blogu. To Fundacja Findhorn.

Tym razem wizytę tu połączyłam z jeszcze jedną przyjemnością, ale o niej w dalszej części postu.

sobota, 12 września 2020

LGBT+ w Szkocji

Długo biłam się z myślami czy zamieścić ten wpis na blogu. Jest to bowiem temat wywołujący, szczególnie w naszym kraju, bardzo niezdrowe i zupełnie, przynajmniej dla mnie, niezrozumiałe emocje, a ja niekoniecznie mam ochotę na mierzenie się z falą hejtu tylko dlatego, że odważyłam się opisać jak się rzeczy mają w kraju, w którym obecnie żyje.

Mieszkając w Szkocji nauczyłam się, że można mieć w życiu inne problemy, niż tylko usilne udawadnianie, że jest się prawdziwym Polakiem (Polką) i że można życiem po prostu się cieszyć, nie tylko umartwiać się i frustrować tym co jeden lub drugi ‘nawiedzony’ polityk lub jego zwolennik powiedział. Jest przecież tyle pięknych miejsc do zobaczenia, książek do przeczytania. potraw do spróbowania, podobnie jak trunków do wypicia😊. I pewnie nadal bym w tym błogim oddaleniu od tej polskiej ‘nawalanki’ żyła, oddała głos na mojego kandydata w ostatnich wyborach prezydenckich i zamknęła temat, gdyby tutejsze media nie zaczęły relacjonować toczącej się w Polsce kampanii prezydenckiej, a szczególnie wypowiedzi PAD na temat LGBT+.

sobota, 29 sierpnia 2020

Aviemore, Loch Morlich & Grantown on Spey - w poszukiwaniu początków jesieni.

 

Lato ma przed sobą jeszcze ponad 3 tygodnie, a ja już szukam jesieni. Z pewnością dla większości z was, ciepłolubnych, brzmi to przynajmniej dziwnie, ale dla mnie, od lat mieszkającej w Szkocji, właśnie ten okres roku (oprócz widoku budzącej się do życia wiosną przyrody), jest najpiękniejszy w tutejszym krajobrazie. Dlaczego tak bardzo go lubię? Powód jest prosty – porastające tutejsze wzniesienia i wzgórza wrzosy. Uwierzcie mi, że przy tutejszych ‘łysych’ górach, które o tej porze roku zamieniają się w ‘lawendowe pola’, to jeden z najwspanialszych widoków. Wrzosy kwitną do późnej jesieni, ale to właśnie przy końcówce lata, w zestawieniu z wciąż soczystą, letnią zielenią, tworzą naprawdę zjawiskowy obraz.

Tym razem za cel mojej podroży obrałam pobliskie Aviemore. Miejsca tego jeszcze nie opisywałam na tym blogu. To małe miasteczko, które tętni życiem niczym mini metropolia. Rożni się ono wyglądem od typowych szkockich miast, miasteczek i wiosek. Jeśli porównać je do polskich miejscowości górskich, to przypomina mi Szczyrk lub Zieleniec. Typowa miejscowość narciarska, miejsce na długie wycieczki rowerowe i  pełne leśnych pieszych szlaków. Sama miejscowość nie oferuje nic ciekawego. Typowy przystanek dla turystów, gdzie mogą się oni zatrzymać na ciepły posiłek, w rozlicznych tu knajpkach i zastanowić się nad tym, w którym kierunku wyruszą. Zawsze mi się tu podobało, szczególnie w ciepłych miesiącach. Kawiarenki i z ich ogródkami wypełnione po brzegi, tłumy wypoczywających i szukających relaksu ludzi, górska moda- trapery i outdoorowe ubrania, i wszechobecne naręcza kwiatów na budynkach. Tym razem jednak miejsce to mnie drażniło. Nie tylko ze względu na duży ruch samochodów i brak kwiatów, ale właśnie ze względu na tłum turystów. 

Od kilku miesięcy żyję w reżimie sanitarnym, zarówno w pracy jaki i poza nią. Zachowuje dystans społeczny i stosuje się do zaleceń. Wydaje mi się ze niezbyt dobrze zaczyna się to odbijać na mojej psychice i powoli wpadam w społeczną izolacje i chyba zaczynają mnie dopadać fobie😊 A tak naprawdę, to po kilku miesiącach, chyba odwykłam od tak dużych skupisk i trochę zdziczałam na tej mojej prowincji.

niedziela, 23 sierpnia 2020

Cove Bay - ukryty klejnot Moray Firth

Mamy już trzecią dekadę lata, a upały w Polsce nie odpuszczają. W takich wypadkach cieszę się, że mieszkam w Szkocji. Temperatura dzisiaj nie przekroczyła 20 stopni, było ciepło, słonecznie i ogólnie bardzo przyjemnie. To idealne warunki do życia. Nie wiem, czy dałabym rade funkcjonować w Polsce przy temperaturze, jaka jest obecnie. Zdecydowanie wybieram chłodniejsze klimaty😊.

To, że jest tu chłodniej niż w Polsce, czy też innych egzotycznych krajach, nie oznacza, że nie ma tu pięknych plaż, na których w cieple letnie dni, można odpocząć i zażyć kąpieli.
Od ponad dwóch lat opisuje na tym blogu, między innymi, przepiękne zakątki Moray Firth. Zabrałam was już prawie w każdy zaułek wybrzeża, na terenie Moray, poza tym jednym- Cove Bay.
Dlaczego tak się stało? Powiem szczerze, że jest to miejsce, którym nie chciałam się z wszystkimi dzielić, zwłaszcza, że i bez mojej reklamy jest ono bardzo popularne. Trudno się temu dziwić, to prawdziwa perełka, której nie spodziewalibyście się odnaleźć w północnej Szkocji.

sobota, 15 sierpnia 2020

Śladami Makbeta.

Makbetowi i jego władaniu na tych ziemiach poświeciłam już post na tym blogu. W okresie przedmaturalnym cieszył się on dużą poczytnością.

(Mam nadzieje, że informacje w nim zawarte okazały się, dla tegorocznych maturzystów, przydatne).

Wraz z zakończeniem egzaminów dojrzałości, zainteresowanie tekstem znacznie spadło, ale wciąż są jacyś maruderzy, którzy treści takich szukają. 😊

Z pewnością zastanawiacie się, dlaczego wracam do tematu. Matury, które niewątpliwie były przyczyną poszukiwania informacji takowyż, przecież dawno się skończyły, a moda na wiedzę wszelaką, wiele lat temu, została zastąpiona modą na ‘fajną’ fotkę na Instagramie. Otóż, kilka dni temu postanowiłam poszukać wycieczek jedno, dwudniowych, które pozwoliłyby mi zwiedzić, w pigułce, z przewodnikiem, Isle of Skye i wybrane rejony Highlandów. Jedna z wypraw była zatytułowana ‘Śladami Makbeta’. Oczywiście postanowiłam się jej przyjrzeć i sprawdzić czy w ofercie znajdę miejsca i informacje, do których wcześniej nie dotarłam i które mnie miło zaskoczą.

 Niestety jak zwykle pojawiły się w niej te same propozycje – zwiedzanie miejsc znanych głównie szekspirowskiego Makbeta- Iverness i Cowdor Castle, a nie tych, które rzeczywiście związane są z prawdziwą historią tego szkockiego króla, przedstawionego w tak złym świetle przez angielskiego dramatopisarza.

sobota, 1 sierpnia 2020

A897 roud and Strathnaver

Z dala od popularnych turystycznych szlaków, na północy Szkocji biegnie droga A897. Wąska, jednopasmowa, z licznymi zakrętami i zatoczkami, za których często wyskakują rożnej maści i kolorów owce lub wysmukle sarny i jelenie z imponującym porożem. Pełno tu wzniesień i dolin, przez które serpentyną wije się rzeka Nawer i linia kolejowa z Thurso to Inverness. To kraina Strathnaver.
Powrót do domu tą drogą był dla mnie nie lada atrakcją. Malowniczość rozciągających się po obu stronach widoków, podkreślały promienie zachodzącego słońca, odbijające się od wierzchołków gór, tafli rzeki i małych, licznie usianych wzdłuż szlaku, jezior.
Aż trudno uwierzyć, że na początku XIX wieku miejsca te mogły być świadkiem tragedii setek dzierżawców, którzy byli przez ówczesnych właścicieli tych ziem rugowali z ich farm i domostw, aby zrobić miejsce pod hodowle owiec.

niedziela, 26 lipca 2020

Po drogach i bezdrożach północnej Szkocji

Jednodniowa wyprawa na północ Szkocji, do zamku Dunrobin, miała być czymś w rodzaju rekonesansu po długim lockdownie, znacznie dłuższym tu niż w Anglii. Chciałam sprawdzić, jak wygląda zwiedzanie i przemieszczanie się po kraju w warunkach wciąż panującego, częściowo, reżimu sanitarnego. Nie planowałam dłuższego pobytu i zatrzymywania się w B&B, chociaż ceny do tego teraz bardzo zachęcają.
To miał być po prostu kilkugodzinny ‘wypad’ do pięknego zamku, a skończyło się wyprawą do najdalej wysuniętego na północ punktu, na ‘największej wyspie’. Wyjazd wczesnym rankiem i powrót przed północą do domu, staje się powoli standardem wielu moich tutejszych ‘podroży’.
Mam ten komfort, że mieszkam w tej części Szkocji, z której łatwo jest się przemieścić w różnych kierunkach, dlatego też mogę sobie pozwolić na jednodniowe wyprawy. Wyjazdy takie mają swoje plusy i minusy. Minusem niewątpliwie jest czas, który przeznaczam na zwiedzanie. Z wiadomych względów, jest on bardzo ograniczony. Czasami czuje się jak ten turysta z Chin, który zostaje dostarczony na miejsce przez firmy, które wyspecjalizowały się w tego typu usługach. Pstrykam kilka fotek i dalej, byle szybciej i byle więcej.

niedziela, 19 lipca 2020

Dunrobin Castle - mały Luwr północy


Jeśli chcecie zobaczyć zamek jak z bajki z równie bajkowym ogrodem, to koniecznie musicie wybrać się na północ Szkocji i odwiedzić Dunrobin Castle.

Na licznych stronach internetowych znajdziecie zdjęcia zamku i jego ogrodu. Jest to chyba jeden z najbardziej obfotografowanych zamków w Szkocji. Nic w tym dziwnego. Obiekt jest niezwykle fotogeniczny. Jego usytuowanie, na wzniesieniu, nad brzegiem morza północnego, aż prosi się o wizytę tutaj z aparatem. To miejsce wręcz stworzone dla wszystkich, którzy zajmują się fotografią, i to zarówno amatorsko jak i profesjonalnie.

Ale nie tylko amatorzy fotografii znajdą tu dla siebie zajęcie. Zamkowe wnętrza i ogród dostarcza nie lada wrażeń każdemu niezależnie od wieku. To miejsce idealne dla samotnych podróżników, jak i dla rodzin z dziećmi.

niedziela, 12 lipca 2020

(Nie)spelnione marzenia, czyli podsumowanie dwóch lat blogowania.

Aż trudno uwierzyć, że minęły już dwa lata od kiedy założyłam ten blog. Przyznam szczerze, powstał on głównie z myślą o mojej rodzinie i przyjaciołach mieszkających w Polsce. Nie wszyscy mogą mnie odwiedzić i zobaczyć, jak żyje, a ja koniecznie chciałam im pokazać, jak wygląda miejsce, które wybrałam na mój dom. Nie spodziewałam się, że ktoś poza wspomnianymi osobami i znajomymi z Facebooka tu zajrzy. Miło jest ‘pozytywnie się rozczarować’.  Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze i śledzenie moich wpisów 😊
Z perspektywy blogerów, którzy prowadzą swoje strony od lat, mój blog to ‘świeżynka’. Dwa lata to niewielki staż, ale mnie się wydaje, że minęło znacznie więcej czasu. To chyba za sprawą intensywnego zwiedzania i opisywania licznych zakątków Moray (i nie tylko), szczególnie w pierwszym roku blogowania. Drugi rok był już bardziej ‘spokojny’, ale nie dlatego, że straciłam zapał do zwiedzania i opisywania. Ubiegłej jesieni skutecznie zostałam zablokowana przez wirusa, który mnie dopadł po powrocie z wakacji, a tej wiosny z wiadomych względów nastąpił lockdown, skutecznie zamykając mi drogę do kolejnych przygód.

niedziela, 5 lipca 2020

Moray znaczy morze…

Moray, kraina w północno - wschodniej Szkocji, w której mieszkam i w której bezgranicznie się zakochałam. Zresztą nie tylko ja. Kiedy Piktowie, przybyli na te ziemnie tak bardzo zachwycili się ich pięknem, a przede wszystkim opływającym jej brzegi morzem, że postanowili tak właśnie nazwać ten ląd -Moray-morze.
Pozostawili oni tu wiele śladów swojej bytności, chociażby słynne kamienne tablice, przez niektórych zwane magicznymi kamieniami, z pismem obrazkowym, do którego odczytania jeszcze nikt nie znalazł klucza. Najwięcej z nich znaleziono oczywiście w Moray.

Od stuleci kraina ta znana jest na całym świecie jako miejsce narodzin króla Makbeta, który zyskał niezasłużoną, niechlubną sławę dzięki Wiliamowi Szekspirowi (Za czasów Makbeta Moray było znacznie większą krainą, a król choć główny zamek miał prawdopodobnie w Forres, urodził się w pobliżu dzisiejszego Inwerness, miasteczku Dingwall). Współcześnie słynie głównie ze słodowej whisky, umiarkowanego klimatu, wyjątkowego jak na tą szerokość geograficzną i różnorodnych krajobrazów. Znajduje się tu wiele pięknych miast i wsi, z których każde ma swój urok i atrakcje i bogatą, wielowiekową historie. Każdy kto zdecyduje się przybyć w te strony, jako turysta, czy też z zamiarem stałego się tu osiedlenia, może poczuć się, przez ich różnorodność, naprawdę rozpieszczany.

niedziela, 28 czerwca 2020

Lato pachnące truskawkami i malinami.

W tym roku, z wiadomych względów, nie planuje wielu wyjazdów i dalszych podroży. To jak będzie wyglądać moje lato i jesień w dużej mierze zależeć będzie od rozwoju sytuacji. W planach są Isle of Skye i okolice Glasgow. Co z tego wyjdzie zobaczę. Nie będę się jednak nudzić i wszystkie weekendy z pewnością będę miała wypełnione.
Jednym z moich ulubionych miejsc tego lata, podobnie zresztą jak i poprzednich wakacji, będzie Wester Hardmuir Fruit Farm, mieszcząca się pomiędzy Forres i Nairn. Zbieranie malin i truskawek, a także innych owoców to jedna z weekendowych, letnich rozrywek, na którą czekam z niecierpliwością przez pozostałą cześć roku. Zresztą nie tylko ja.
O takj formie spędzania czasu pisałam już w jednym z moich postów dwa lata temu. Możecie o tym poczytać klikając w ten link. W tym roku wyjazd tutaj jest wyjątkowo przyjemny. Pomimo wszechobecnych znaków informujących o zagrożeniach i licznych stanowisk do dezynfekcji rąk, w wypadzie takim jest duży powiew wolności.

niedziela, 21 czerwca 2020

The Stone of Destiny

Wizyta na zamku w Edynburgu, nie tylko na nowo ukazała mi znane fakty z historii Szkocji, ale przypomniała mi również o filmie, który widziałam kilka lat temu w telewizji. ‘The Stone of Destiny’. W znakomitej aktorskiej obsadzie, został oparty na wydarzeniach z 1950 r., kiedy to grupa studentów z Uniwersytetu Glasgow, wykradła, z katedry w Westminsterze, kamień koronacyjny szkockich królów -Stone of Destiny, aby 11 kwietnia 1951 r. umieścić go w Opactwie Arbroath. Dlaczego  akurat w tym miejscu? To tutaj 6 kwietnia 1320 r podpisano  Deklarację Arbroath. To miejsce, w którym naród szkocki zadeklarował samostanowienie podczas szkockich wojen o niepodległość. Przez wielu Szkotów czas ten jest postrzegany jako złota era i najlepszy okres w dziejach państwa.
Ta zuchwała kradzież, a może raczej jak wolą to przedstawić Szkoci, odzyskanie skradzionej im setki lat wcześniej własności, nastąpiła w czasach, kiedy odradzał się w kraju ruch niepodległościowy i rozpoczynała się XX wieczna walka Szkotów o niepodległość.

Magia i legenda The stone of Destiny.
Eksponowany obecnie na Zamku w Edynburgu Stone of Destiny, w zacnym towarzystwie klejnotów koronacyjnych szkockich królów, przez wieki budził wielkie emocje. Niewątpliwie kamień owiany jest wielką legendą, podsycaną jego burzliwymi dziejami. Jego istnienie w świadomości Szkotów jest nieodłącznie związane z początkami ich państwa. Jest czymś w rodzaju Świętego Grala Szkocji. Przez jednych pożądany- gotowych walczyć i przelewać krew, aby go posiąść; podczas gdy inni starali się ukryć go przed tymi, ‘którzy nie byli go godni’. 

niedziela, 14 czerwca 2020

Uciekła mi wiosna...


Kiedy jesienią zeszłego roku, zamieściłam na blogu post ‘Uciekła mi jesień…’, nie przypuszczałam, że wirus ponownie pokrzyżuje mi plany zwiedzania i poznawania Szkocji na wiosnę. Jesienią okropna infekcja wyłączyła mnie na 3 tygodnie z pracy i na blisko dwa miesiące z normalnego życia. Tej wiosny wirus ponownie pokrzyżował mi plany (na szczęście nie byłam, nie jestem i mam nadzieje, że nie zachoruje). 
Szkocja jest nadal zamknięta. Kawiarnie, restauracje, puby nie zostały wciąż otwarte, a w sklepach, środkach komunikacji i innych miejscach użyteczności publicznej nadal obowiązują obostrzenia i reżim sanitarny. Można już na szczęście wejść do parków i na plaże, ale wszystkie muzea, kina, teatry nie działają, jak również wszelkie inne imprezy masowe zostały odwołane. O centrach miast już nie wspomnę. Zazwyczaj tętniące życiem główne ulice, świecą pustkami. Wygląda to dość przygnębiająco. Dodatkowo brak na nich, wszechobecnych tu o tej porze roku, wiszących koszy i donic z kwiatami.

niedziela, 24 maja 2020

Edinburgh Castle


Zamek w Edynburgu, oprócz wizyty w polskim konsulacie, był głównym celem mojej marcowej wyprawy do stolicy Szkocji. Za każdym razem gdy odwiedzam to przepiękne, wybudowane na licznych wzniesieniach miasto, przynajmniej wzrokiem ‘zahaczam’ o tą monumentalną, górującą nad miastem budowle, ale wstyd się przyznać, nigdy wcześniej nie byłam w jego murach. Wizyta tu skłoniła mnie do pewnej refleksji, która mocniej wybrzmiała w czasie kwarantanny. Zdałam sobie sprawę jak bardzo jesteśmy zabiegani i jak mało mamy czasu na swoje potrzeby i nie chodzi tu wcale o jakieś ekstrawagancje, tylko o proste wydawałoby się i prozaiczne rzeczy.

Marze o wolnym tygodniu, kiedy bez pośpiechu i nie przy okazji jakiś spraw, będę mogła powłóczyć się po tym mieście i zajrzeć we wszystkie ciekawe zakamarki. Nie powinnam jednak narzekać. W ciągu kilku najbliższych miesięcy nawet takie sporadyczne wypady będą obarczone ryzykiem. O całotygodniowej wyprawie do miasta i zwiedzaniu tutejszych atrakcji, czy też wizytach w pubach i restauracjach już nie wspomnę. Dlatego tym bardziej cieszę się, że dosłownie na klika dni przed lockdown udało mi się odwiedzić tą osławioną, górującą nad miastem budowle.

Pogoda była typowa jak na Szkocje. Czasem słońce, czasem deszcz. I to dosłownie. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Słońce świeciło 5 minut po czym zrywał się ostry wiatr i po chwili zaczynał padać deszcz. Dlatego też zdjęcia z tej wizyty wyglądają jakby były zrobione w dwóch różnych okresach.

piątek, 15 maja 2020

Baked potato. O szkockiej kuchni na szlaku.


Nie wiem jak wy, ale ja z utęsknieniem wyglądam już końca kwarantanny. Marzy mi się swobodny spacer po plaży i parku czy też wyjście do restauracji lub uroczej kawiarenki. O dalszych podróżach już nie wspomnę. Szkoda, że wszystko co złe nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety ten rok turystycznie będę musiała, przynajmniej częściowo, spisać na straty.
Plany na sezon poczynione miałam już w styczniu. Zamierzałam objechać całą północną i północnowschodnią Szkocje i poruszając się wzdłuż popularnych szlaków turystycznych Route 500 (North Coast 500) i Route 250 (The North East 250), zboczyć nieco z drogi i odwiedzić małe miasteczka i wioski. Oprócz przepięknych widoków, chciałam również rozkoszować się smakami lokalnej kuchni. Z doświadczenia wiem, że w tych oddalonych od głównych arterii miejscach, można odkryć prawdziwe kulinarne skarby. Z wiadomych powodów, podobnie jak większość z was, plany te musiałam mocno zweryfikować. Nie porzucam jednak myśli, że jeśli nie w najbliższych tygodniach to przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych miesięcy, uda mi się gdzieś dalej wyjechać i ‘rozkosztować’ się w kolejnym lokalnym przysmaku.

Tęsknię za tymi małymi kulinarnymi podróżami. Tymczasem w oczekiwaniu na lepsze czasy, odtwarzam smaki dań, które często gościły na moim ‘podróżniczym talerzu’ i przepisy na nie zamieszczam na kulinarnym blogu -Moje skockie smaki.

czwartek, 7 maja 2020

Dufftown


O mieście tym wspominałam już kilkukrotnie na tym blogu. W kilku postach, jak również na Instagramie zamieściłam zdjęcia i wzmianki o ciekawych miejscach wartych odwiedzenia, zarówno w samym mieście jak i w jego okolicy. W planach na ten sezon turystyczny, również uwzględniłam wizytę w Dufftown.  Zamierzałam pokazać wam inne jego oblicze, niż tylko to które jest promowane przez wszystkie przewodniki turystyczne i znane wszystkim turystom -oblicze stolicy szkockiej single malt whisky.  Pretekstem do tego miał być odbywający się tu rokrocznie pod koniec lipca jeden najlepszych, moim zdaniem, w całej Szkocji festiwali celebrujących tutejszą, wywodzącą się jeszcze ze średniowiecza tradycje - Highland Games. Obecnie już wiem, że impreza ta się nie odbędzie. Większość eventów jest odwołanych. Highland Games, nie tylko te w Dufftown, ale i w innych miejscach w Szkocji, również zostały odwołane. Mam nadzieje, że zgodnie z zapowiedzią organizatorów wszyscy miłośnicy tej ‘antycznej’ szkockiej rozrywki spotkają się w Dufftown 31 lipca 2021 r.
Obecna sytuacja nauczyła mnie, że nie należy odkładać niczego na później, Jeśli masz coś do zrobienia, zobaczenia i a szczególnie odwiedzenia, to zrób to jak najszybciej. Nie czekaj, bo w przyszłości może wydarzać się coś, co może Ci to skutecznie uniemożliwić, tak jak to sstało tym roku. 
Highland Games to jedne z moich ulubionych tutejszych eventów i chętnie na nie uczęszczam i za każdym razem obiecuje sobie solennie, że zrobię zdjęcia i je wam przedstawię. Szkoda, że nie będę wam mogła pokazać przemarszu tutejszych orkiestr szczególnie The Dufftown Pipe Band, tańców i rzucania kulą.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Szkockie mity i legendy - Moray

Szkockie mity i legendy należą chyba do najbardziej znanych na świecie i cieszą się dużą popularnością wśród ‘przeszukiwaczy’ i poszukiwaczy tego typu treści. Jedni czynią to z ciekawości, inni z chęci przeżycia dreszczyku emocji, albowiem w wielu mitach i legendach znajdziecie elementy grozy i horroru jak również wątki, które aż się proszą o ekranizacje w iście hollywoodzkim stylu. Nie brakuje tu bowiem zbrodni, zdradzonej przyjaźni, nieszczęśliwej miłości, nawiedzonych budynków, duchów i czarów.  Są w końcu i tacy, którzy po prostu lubią czytać ciekawe historie, które są często odzwierciedleniem wierzeń i przekonań ludzi z czasów, w których legenda powstała. 
Nic też dziwnego, że post poświęcony Legendom Moray, który napisałam ponad rok temu, cieszy się niesłabnącą popularnością, niemal tak dużą jak post poświęcony cenie kiltu. Obiecałam, że jak tylko wyszukam nowe legendy to się nimi z wami podzielę. Trochę mi to zajęło i to nie dlatego, że jakoś szczególnie ich poszukiwałam. Legendy te znam już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie miałam nastroju do ich opisania i od blisko dwóch miesięcy nie mogłam się zabrać do napisania tego postu.

czwartek, 23 kwietnia 2020

National Galleries Scotland


Czasy mamy takie, że wiele ze znanych instytucji kultury, korzystając z dobrodziejstw współczesnej techniki, szeroko otworzyło swoje podwoje dla publiczności. Na popularnym ‘kanale z filmikami’ można znaleźć legalnie udostępniane nagrania z koncertów i spektakli. Nie ukrywam, że chętnie sięgam do tak dostępnego repertuaru i codziennie szukam ciekawych propozycji.
W obecnej sytuacji taka forma odbioru kultury sprawdza się, ale, powiedzmy sobie szczerze, nie wyobrażam sobie tego na dłuższą metę. Z wielu powodów. Nie jesteśmy (przynajmniej ja) w pełni przeżywać tak prezentowanych treści. Atmosfera teatru czy też sali operowej, jak również tej kinowej jest nie do zastąpienia. O ile spektakle operowe, teatralne, koncerty muzyki i filmy łatwo można ‘opublikować’ w Internecie, to już gorzej bywa z ofertą znanych galerii prezentujących sztukę. Je trzeba o prostu fizycznie odwiedzić. Być tam dosłownie duchem i ciałem, aby w pełni doświadczyć uczuć i emocji, które towarzyszyły twórcy dzieła. Dlatego bardzo się cieszę, że tuż przed lockdown udało mi się odwiedzić Narodowe Galerie w Edynburgu.

Zastanawiałam się czy relacje z odwiedzin w tego miejsca zamieścić w osobnym poście, czy też ‘podpiąć’ ją do innego (postu). W końcu nie jest to, w mniemaniu wielu, jedna z większych atrakcji Edynburga. Jednak przeglądając zdjęcia i widząc na nich tłumy odwiedzające to miejsce, postanowiłam Galerii poświecić osobny wpis. Co ciekawe, byłam tak pochłonięta odbiorem obrazów, że w trakcie zwiedzania ilość odwiedzających National Galery jakoś mi umknęła. Dopiero gdy ściągnęłam zdjęcia i zaczęłam je oglądać zwróciłam na to uwagę.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Lockdown. Moje szkockie wielkanocne (i nie tylko) podróże.


Jak przystało na blog, w dużej mierze poświęcony podróżom po Szkocji, pomimo trwającego ‘zamknięcia’, ja codziennie wyruszam w podróż i wciąż zwiedzam i zachwycam się tym zjawiskowym krajem. I co więcej robię to znacznie bardziej intensywnie niż przed nastaniem lockdown. I co więcej, po raz drugi, zwiedzam nie tylko Szkocję, ale również inne krainy Wysp Brytyjskich. Udaje mi się też bardzo często ‘zahaczyć’ o liczne kraje Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. 
Cóż zrobić – nie potrafię zdusić w sobie ducha małego odkrywcy i Włóczykija. Zapytacie jak to możliwe? Przecież jest lockdown, wszystko jest zamknięte, a policja również w Szkocji upomina niesfornych (podkreślam UPOMINA)? 
    To proste. Codziennie, w piękną słoneczną pogodę, która nieustannie towarzyszy mi od kilku dni, otwieram na oścież drzwi do mojego ogrodu, napawam się zapachem świeżego powietrza i lekką docierająca tu od morza bryzą. Wykonuje kilka skłonów, przysiadów i pajacyków. Następnie śniadanie, mocne espresso, porcja codziennych witamin i jestem gotowa na przygodę😉

czwartek, 9 kwietnia 2020

The spirit of Easter is all about hope...

The spirit of Easter is all about hope, Love and Joyful living. I wish you a very happy Easter!
Wszystkim podróżującym i zwiedzającym Szkocje, jak również tym wszystkim, którzy o odwiedzeniu tego kraju myślą, życzę pogodnych, zdrowych i rodzinnie zamkniętych świąt Wielkiej Nocy.

Mam nadzieje, że w przyszłości, raczej tej bliższej niż dalszej, spotkamy się gdzieś na szlaku. W zaistniałych okolicznościach mogę wam jedynie polecić czytanie mojego drugiego bloga Moje szkockie smaki i zabrać was w kulinarną podróż po tutejszych smakach.  

Pozdrawiam serdecznie z przepięknie wiosennej, chociaż zamkniętej Szkocji.
Agnieszka

niedziela, 5 kwietnia 2020

Royal Botanic Garden Edinburgh


Jest takie miejsce, bez odwiedzenia którego nie wyobrażam sobie pobytu w Edynburgu. (Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie.) Za każdym razem, kiedy wybieram się tu i nie korzystam ze zorganizowanego zwiedzania lub przewodników, staram się wygospodarować czas i odwiedzić wyjątkowy ogród -Royal Botanic Garden. Dlaczego tak lubię to miejsce? Bowiem o każdej porze roku można tu spędzić ciekawie czas i może to zabrzmi dziwnie, naprawdę ‘poczuć ducha’ Edynburga – dużego miasta z oazą zieleni po jego środku. Ogród to nie tylko oranżeria z przepięknymi gatunkami roślin, ale również rozlegle i przylegle do niej tereny parkowe, obfitujące w roślinność z różnych zakątków świata, gdzie na ławeczkach kameralnie rozstawionych w różnych zakamarkach i przy licznych tu ścieżkach spotkacie zaszytych z książką zwolenników tej formy relaksu.
Usytuowany na jednym z licznych tu wzgórz oferuje odwiedzjącym uspokajający widok na miasto. 
Odwiedziłam Botanic Garden na początku marca. Świeciło przepiękne słońce i pomimo chłodnego wiatru spacerowało po nim wielu zwiedzających. Niestety tym razem nie zwiedziłam oranżerii. Z nieznanych mi powodów była zamknięta. Za to (a może dzięki temu) skupiłam się na otaczającym ją rozległym parku i zajrzałam w prawie każdy zakamarek.
Spacerując po jego ścieżkach przecinających wypielęgnowane trawniki, z licznie usianymi na nich klombami roślin, aż trudno uwierzyć, że w tym roku ogród obchodzi 350 lecie swojego istnienia. Po tym założonym w Oksfordzie 1621 roku, to drugi najstarszy w Zjednoczonym Królestwie. Objęty jest on patronatem rodziny królewskiej, a dokładnie patronatem Księcia Karola. 

wtorek, 31 marca 2020

Szkockie impresje..

Czasy są takie, że siłą rzeczy więcej rozmawiamy telefonicznie lub za pomocą innych komunikatorów, nie tylko z rodziną, ale również przypominamy sobie o dawnych znajomych, lub oni przypominają sobie o nas. Dzwonimy do siebie, pytamy co słychać, umawiamy się na kolejną rozmowę i na spotkanie jak to wszystko się skończy. Mam nadzieję, że jak odgrzebiemy się z tych gruzów, to dotrzymamy złożonych sobie i innym obietnic i nie rzucimy się ponownie wyłącznie w wir pracy, a skupimy się również na podtrzymaniu tych ‘odzyskanych’ znajomości.
W trakcie jednej z takich rozmów koleżanka, która od samego początku śledzi mój blog, zapytała czy nie znudziło mi się otoczenie, a dokładnie czy nie nudzą mnie szkockie widoki i krajobrazy które opisuje? Przyznam się szczerze, że bardzo mnie to pytanie zaskoczyło. Nigdy bowiem nie pomyślałam, że to co mnie otacza kiedykolwiek może mi się znudzić! Co więcej, po tygodniu kwarantanny, uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi tych wszystkich przepięknych obrazów, szkockich obrazów i jak wielu bodźców pozytywnie działających na moją psychikę jestem teraz pozbawiona.  

środa, 25 marca 2020

Mental Health and Wellbeing in Scotland


Od kilku dni zastanawiam się czy zamieścić kolejne posty poświęcone miejscom, które ostatnio odwiedziłam. Materiału mi nie brakuje, jak również wolnego czasu. Od wczoraj jestem na przymusowym zwolnieniu. Firma, w której pracuje nie należy do tzw. strategicznych działów gospodarki w okresie epidemii i pomimo licznych zamówień jak również produkcji pełną parą, zgodnie z zarządzeniem tutejszego rządu, została zamknięta. Muszę się więc uzbroić w cierpliwość i poddać się tej przymusowej izolacji. Cóż pożyje trochę na koszt państwa, co mi się jeszcze do tej pory nie zdarzyło😊.
Ostatecznie uznałam, że te posty mogą poczekać, bo są teraz ważniejsze sprawy i wszystko inne może zejść na plan dalszy.
Dzisiaj ważniejsze jest nasze zdrowie i bezpieczeństwo, zwłaszcza, że jakby nie było, żyjemy z dala od naszego kraju i wielu z nas, w dalszym ciągu, nie wie jak się w różnych, szczególnie kryzysowych, sytuacjach odnaleźć i gdzie szukać pomocy.
 Bardzo martwi mnie fakt, że pomimo ograniczeń w poruszaniu się i apeli władz, 'lokalsi' niezbyt chętnie stosują się do ich zaleceń, co nie wróży rychłego zakończenia epidemii. W parkach, na ulicach, w komunikacji miejskiej i we wszystkich otwartych jeszcze sklepach są tłumy. Ludzie, bez istotnych życiowych potrzeb, wychodzą i niepotrzebnie narażają siebie i innych na niebezpieczeństwo. Mam nadzieje, że wy do tych zaleceń się stosujecie i co najważniejsze czujecie się teraz w miarę spokojnie i bezpiecznie. 

Jeśli tak nie jest to ten post jest dedykowany wszystkim tym, którzy w obecnej sytuacji czują niepokój i stres. 

sobota, 14 marca 2020

Scotland Road Trip

W podróż do Edynburga, z miejsca w którym mieszkam, zazwyczaj wybieram się pociągiem lub autobusem. Powód- zawsze wydawało mi się, że jest to najtańsza i najwygodniejsza opcja. Tym razem zdecydowałam się na przejazd samochodem, a droga, którą wybrałam, nie jest być może tak 'usiana' malowniczymi i pełnymi turystów miejscami- omija między innymi Aviemore, ale podobnie jak pozostałe drogi w Szkocji, 'nadziana' jest pięknymi widokami jak dobre ciasto bakaliami i wrażeń mi nie zabrakło. Po raz pierwszy nią jechałam. I z pewnością przejazd ten powtórzę, zwłaszcza, że koszt podroży samochodem okazał się być niższy niż, cena biletu na pociąg czy autokar.  
Nie miałam w planach postojów, głównie z powodu napiętego terminarza spotkań w Edynburgu, ale mimo ograniczonego czasu i pośpiechu mogłam nasycić moje oczy pięknymi obrazami i przy okazji wypróbować moją nową soczewkę do aparatu Cannon. Moim celem nie było odwiedzanie malowniczych zakamarków czy też zabytków, a jedynie wykonanie zdjęć dosłownie z drogi. 
I to zdjęciom z drogi - 89 z Elgin do Edyburga, prowadzącej przez sam środek Narodowego Parku Caringorms, w całości poświecę ten post.


To będzie typowy post z drogi i to w dosłownym znaczeniu. Wszystkie zdjęcia wykonałam z samochodu, oczywiście jako pasażer. Zatrzymałam się tylko w jednym miejscu, w drodze powrotnej, aby sfotografować przepięknie opadające na ziemnię płatki śniegu.