Są takie rzeczy, o których nie można nie wspomnieć pisząc
o Szkocji. Lokalni mieszkańcy nie zawracają na nie zupełnie uwagi, ale dla przyjeżdzających
tu turystów, jak również dla osób takich jak ja, które mają w tym kraju niewątpliwie niedługi
staż pomieszkiwania, są one nadal niezwykłe i stanowią o malowniczości tutejszego
krajobrazu. Szkockie owce, bo o nich, jak się z pewnością domyślacie z tytułu postu,
będzie tu mowa, to temat niezwykle poważny i nie sposób przedstawiać dzisiejszej Szkocji, bez
poruszenia go. Żyje ich w tym kraju więcej niż mieszkańców! W licznych tu
gospodarstwach hoduje się ponad 6 milionów tych ‘wełniarczy’! Co ciekawe, na tak dużą ich
populacje przypada tylko około 1% baranów(!)
Mieszkam w rejonie Moray, na terenach typowo rolniczych, gdzie owiec jest od zatrzęsienia. Ale to nie tylko domena tego regionu. Wystarczy choćby wyjechać poza granice każdego miasta, miasteczka czy wioski, a już waszym oczom ukażą się ciągnące po horyzont pola, na których niezależnie od pory roku i pogody, pasą się ONE, wszelkich maści i kolorów.
Mieszkam w rejonie Moray, na terenach typowo rolniczych, gdzie owiec jest od zatrzęsienia. Ale to nie tylko domena tego regionu. Wystarczy choćby wyjechać poza granice każdego miasta, miasteczka czy wioski, a już waszym oczom ukażą się ciągnące po horyzont pola, na których niezależnie od pory roku i pogody, pasą się ONE, wszelkich maści i kolorów.