6 maja 2021 roku rozegrała się, chyba, jedna z najważniejszych bitew w historii Szkocji- Scottish Parliament election. Jak duże znaczenie będzie miała on dla przyszłości tego przepięknego kraju dowiemy się, z pewnością, w niedalekiej przyszłości. Pewne jest jedno- pył bitewny jeszcze długo nie opadnie.
Przyznam się wam szczerze, że tylu emocji nie dostarczyła
mi żadna ekipa rządząca w Polsce (na czele z obecną, pozostańmy przy
określeniu, mocno kontrowersyjną), co tutejsza klasa polityczna. Ostatnie lata
to nieustanny Roller Coaster, a emocje z 6 maja były ponadto mocno podbite
przez fakt, że z uwagi na pandemie, nie przeprowadzano tradycyjnych sondaży exit
poll. Wyniki wyborów były więc sączone bardzo powoli i ostatecznie ogłoszone po
policzeniu wszystkich głosów, po kilku dniach od wyborów.
Aby przybliżyć wam, mieszkającym w Polsce, co tak naprawdę się tu wydążyło 6 maja, muszę się trochę cofnąć w czasie.
Gdy w 2014 roku przyjechałam do Szkocji trafiłam w sam środek referendalnej kampanii. Ścierały się tu dwie opcje – jedna opowiadająca się za utrzymaniem unii i pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie, druga strona optowała za zerwaniem związków z Anglią pełną suwerennością- odzyskaniem niepodległości.
Przyznam się szczerze, że nie potrafiłam wtedy się określić.
Byłam świeżo przybyłą na Wyspy emigrantką i ostatnią rzeczą, która wtedy zaprzątała
mi głowę, było wypowiadanie się w tak kluczowych kwestiach; zwłaszcza, że nie
miałam wiedzy na temat skutków jakie ewentualne wystąpienie ze Zjednoczonego
Królestwa przyniesie. Całym sercem jednak kibicowałam Szkotom, którzy tak
mozolnie i uparcie odbudowywali przez ostatnie dziesięciolecia swoje instytucje
państwowe i odnawiali swoje dziedzictwo.
Jak z pewnością wielu z was pamięta, sytuacja była też
wtedy zupełnie inna. Wielka Brytania była częścią Unii Europejskiej, a
ewentualne oddzielenie się Szkocji, było przez wielu odbierane jak krok w nieznanym
kierunku. W ówczesnej sytuacji rodziłoby to przede wszystkim duże komplikacje
natury międzynarodowej. Bruksela, w wypadku pozytywnego dla Szkocji wyniku,
znalazłaby się w niezręcznej sytuacji. Aspiracje niepodległościowe mogłyby się
wtedy odezwać w wielu innych częściach Europy - Katalonia z pewnością potraktowałaby
to jako wzór godny do naśladowania.
Szkoccy politycy z SNP poodnoszą, że ówczesna sytuacja
miała, z pewnością, wpływ na decyzje wielu z ich rodaków, którzy głosując za
pozostaniem w UK głosowali za pozostaniem w większym organizmie.
Referendum brexitowe z 2016 r. zmieniło sytuacje o 180
stopni. Szkocja w większości (65%) głosowała za pozostaniem w zjednoczonej
Europie. To głosy angielskiej prowincji zdecydowały o wyniku referendum.
Niemal nazajutrz po ogłoszeniu wyników referendum z 2016 r., szkocka Pierwsza Minister zakomunikowała, że będzie dążyć do ponownego referendum niepodległościowego. Wyniki glosowania potraktowała jako mandat dany jej od obywateli Szkocji do zerwania unii z Anglią i pozostania w Unii Europejskej, i pomimo wyraźnego sprzeciwu angielskich torysów, na czele z Borysem Johnson, od tego czasu, konsekwentnie dąży do swojego celu. To jej postawie SNP zawdzięcza obecny wynik wyborczy.
Biorąc pod uwagę to co się stało w 2016 roku, rozgrywka wyborcza z dnie 6 maja 2021 r., miała szerszy kontekst
niż tylko zwycięstwo w wyborach do szkockiego parlamentu i w konsekwencji
doprowadzenie w niedługim czasie do kolejnego referendum niepodległościowego.
Majowe wybory miały się odbyć w zeszłym roku. Ze względu na pandemie przełożono je jednak o rok. Przełożono je na całych Wyspach. Nikt tego nie kwestionował, pomimo to, że głosowanie korespondencyjne lub za pośrednictwem pełnomocnika, są tu prawnie usankcjonowane od lat.
W przesuniętych wyborach, mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa, wybierali przedstawicieli do lokalnych władz na terenie Szkocji, Anglii, Wali i Irlandii Północnej.
Teraz trochę analizy i moich refleksji. Znaczenie dokonanych przez nich wyborów jest wielowymiarowe. Po pierwsze potwierdziły one w niekwestionowaną rolę Nicoli Sturgeon i jej partii na szkockiej scenie politycznej; W Szkocji obywatele mają dwa głosy - jeden głos oddają na posła z okręgu wyborczego, a drugi głos oddawany jest na partie. Dodatkowi posłowie są przydzielani z list partii w zależności od liczby głosów, które partie otrzymają.
W obecnych wyborach w głosowaniu okręgowym 49,0% wyborców
poparło partie niepodległościowe; z listy otrzymali oni 50,1%.
W Anglii, podobnie jak pięć lat temu (w referendum brexitowym), zwyciężyła wizja konserwatywnej, ksenofobicznej Wielkiej Brytanii, w wydaniu konserwatystów skupionych wokół obecnego premiera. Partia Pracy, pomimo zmiany przywództwa, nie zdołała przekonać do swojej wizji wyborców, wręcz przeciwnie, straciła swoje tradycyjne przyczółki na północy kraju.
Po drugie wykazały, że nadal, po pięciu latach, w tych
samych miejscach, podział na Leave and Remain, ma duże znaczenie. Okręgi które głosowały
za opuszczeniem UE, w referendum z 2016 r. zagłosowały 6 maja na
konserwatystów, a te które opowiadały się za pozostaniem wybrały przedstawicieli
partii pracy lub liberalnych demokratów (w Szkocji SNP)
Wybory pokazały więc bardzo duży podział i rozdźwięk w
społeczeństwie brytyjskim i jeszcze jaskrawiej uwidoczniły tendencje
separatystyczne w poszczególnych częściach Zjednoczonego Królestwa.
Z takim wynikiem, dla szkockiej Pierwszej Minister kolejne referendum niepodległościowe
nie jest już tylko odsuniętą w czasie mglistą wizją.
W wyniku zwycięstwa, w Parlamencie, dysponuje ona 72 głosami
posłów z SNP i Partii Zielonych, co daje jej przewagę i mandat do realizacji
wszelkich planów.
Jednak jej uwaga obecnie bardzo mocno skoncentrowana jest
na wyprowadzeniu kraju z pandemii i odbudowanie gospodarki, która ucierpiała
również przez Brexit. Myślę, że to właśnie sposób w jaki zarządzała pandemią przyczynił
się do tak dobrego jej wyniku wyborczego.
Jednak temat referendum z pewnością wróci dość szybko, co zresztą Sturgeon zapowiedziała w swoim exposé.
Zgodę na takie referendum musi wyrazić jednak Londyn,
a to jak pisałam w jednym z moich poprzednich postów nie będzie już takie łatwe.
Rząd brytyjski twierdzi, że Johnson musi wyrazić zgodę na
każde referendum, a on wielokrotnie zapewniał, że odmówi. Powiedział, że
zorganizowanie takiego 'spotkania' byłoby nieodpowiedzialne, wskazując, że Szkoci
poparli pozostanie w Wielkiej Brytanii w 'ankiecie' przeprowadzonej raz na
pokolenie w 2014 roku.
Wynikiem obecnych wyborów będzie prawdopodobnie zaciekłe starcie
między szkockim rządem w Edynburgu, a administracją Johnsona w Wielkiej Brytanii
w Londynie, a w grę wchodzi związek Szkocji z Anglią i Walią trwający 314 lata.
Nacjonaliści szkoccy argumentują, że mają po swojej stronie
demokratyczny autorytet; rząd brytyjski twierdzi, że prawo jest z nim.
Prawdopodobnie ostateczna decyzja w sprawie referendum zostanie rozstrzygnięta w
sądzie.
Jedno jest pewne, emocji przez najbliższe miesiące i lata
mi nie zabraknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz