wtorek, 1 czerwca 2021

Plaża w Nairn i hinduska restauracja w Forres, czyli o powrocie do przedcovidowych zwyczajów.

 


Kilka dni temu obiecałam wam post o nowym ciekawym miejscu, które możecie odwiedzić wybierając się w północne rejony Szkocji. Jak zwykle zamieszczam go z opóźnieniem. Przepraszam was za to, ale pogoda była tak piękna, że ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę to praca, jakakolwiek. 

Ostatnie trzy dni były zresztą rozleniwiające nie tylko dla mnie, ale również dla zdecydowanej większości Szkotów, którzy celebrowali coś w rodzaju naszej majówki- Late May Bank Holiday.

A okazja była ku temu wyjątkowa. Nie dość, że większość obostrzeń została zniesiona, to dodatkowo w tym roku bank holiday przypadł w poniedziałek, wydłużając weekend.

Jak kraj długi i szeroki wszyscy ruszyli więc w podróż. Zapakowali rodziny do swoich karawanów i tłumnie zapełnili tutejsze plażę i campingi.

Majówkowe podróże dla wielu Szkotów, w dobie wciąż obowiązujących covidowych obostrzeń, to powrót do beztroskich lat dzieciństwa. Wielu z nich zabierając swoje rodziny, miało okazje przypomnieć sobie jak wyglądały ich majówki przed wielu laty.


O tej porze roku mieszkańcy Wysp, w większości swoje urlopy planowali na południu Europy. Najpopularniejszym kierunkiem ich podroży od wielu lat niezmiennie pozostawała Hiszpania. Z wiadomych względów ten trend został mocno przyhamowany. Chcąc nie chcąc wielu z nich musiało przypomnieć sobie jak to drzewiej bywało i powrócić do dawnych, zarzuconych przed laty zwyczajów.




Nairn i mieszcząca się tu plaża należy właśnie do takich dawnych wakacyjnych klasyków. W czasach, gdy samochodów było znacznie mniej, a wakacje last minute czy tanie linie lotnicze nie były jeszcze dostępne, to właśnie takie miejsca były celem weekendowych i wakacyjnych wypadów w cieple słoneczne dni. Mieszkańcy pobliskiego Invernnes zabierali swoje rodziny, wsiadali do pociągu lub do samochodu i wybierali się na tutejszą plażę.

A było to całkiem niedawno. Apogeum popularności tego miejsca przypadało bowiem na lata 70 i 80 -te XX wieku.

Plaża w Nairn, podobnie jak większość plaż w Szkocji wygląda na cichy, trochę dziki zakątek. Wydmy, czysty, cudownie połyskujący srebrnymi ziarnami piasek i możliwość zbierania, w czasie odpływu ostryg jak również obserwowania życia naskalnych ślimaków, muli i wszelkiej maści wodorostów.

Gdy zaplanujecie tu wypad do koniecznie zapatrzcie się w dobre nieprzemakalne buty.


Dla tych którzy niekoniecznie lubią spacerować po piasku jest inna alternatywa- ciągnąca się kilometrami, wzdłuż całej plaży, asfaltowa ścieżka.

Gdy zapragniecie się czymś posilić w pobliżu znajdziecie kawiarnie i chip shop.


Nie ma nic lepszego niż tutejsza ryba z frytkami nad brzegiem morza. Możecie ją również skonsumować, rozsiadając się wygodnie, na przyległym do plaży, rozległym pagórkowatym trawniku. Takich trawników jak na Wyspach z pewnością nie znajdziecie w całej Europie.



Samo miasto dla mnie jest mało ciekawe. Nie ma tu wielu rzeczy do zwiedzania. Chociaż w nielicznych wąskich uliczkach wypatrzyłam kilka małych lokalnych galerii, gdzie można nabyć dzieła lokalnych artystów, jak również zaopatrzyć się w lokalne rękodzieło.

Wybierając się w te rejony Szkocji warto się tu zatrzymać, zwłaszcza, że dojazd tu nie jest problemem. Sama miejscowość znajduje się przy głównej drodze łączącej Aberdeen z Inverness.






Spacer po plaży zawsze wzmaga apetyt. Najprościej byłoby kupić w takim wypadku rybę z frytkami i wygodnie rozsiąść się na wspomnianym trawniku. To danie jednak mocno mi się ostatnio przejadło, zwłaszcza, że chips-shopy i dania take away, przez kilka ostatnich miesięcy, były jedyną dostępną opcją.


Chciałam wybrać się do restauracji, zasiąść wygodnie przy stoliku i wybrać jakiś przysmak z karty dań. Jak z pewnością wiecie należę do miłośników kuchni hinduskiej, która tu na Wyspach jest bardzo popularna. W trakcie lockdownu zamawiałam potrawy kuchni hinduskiej na wynos. Jak zawsze były bardzo smaczne, ale to nie to samo co możliwość zjedzenia posiłku w restauracji.

W drodze powrotnej do domu zatrzymałam się więc w nowo otwartej hinduskiej restauracji w Forres, aby spróbować jej specjałów. Tym razem wybrałam dania bezmięsne. Chicken curry to bowiem nie jedyny przysmak, który ta kuchnia może zaoferować. Ziemniaki z kalafiorem wykonane według hinduskiej receptury i szpinak z cieciorką z pewnością na stale włączę do mojego menu. Uwierzcie mi, że były naprawdę doskonale. Przepis na jedno z tych dan znajdziecie już wkrótce na moim kulinarnym blogu - www.szkockiesmaki.com 



Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie skosztowała wegetariańskiej pikory i serwowanych z nią sosów jak również chleba naan.

Wszystko było przepyszne! Koniecznie musicie odwiedzić to miejsce. Miłośnicy kuchni hinduskiej z pewnością się w nim zakochają.



Jak na Szkocję przystało i tym razem nie obyło się bez mistyki. Tajemnicze cztery damy, odziane w czerwone stroje przechadzały się ulicami Forres.

Nie miałam możliwości, aby sprawdzić czemu miał służyć ten performing, wyglądało to jednak niezwykle mistycznie.


Cieszę się, że wszystko wraca do normalności. Z niecierpliwością czekam tez na moją drugą dawkę szczepionki, aby w pełni delektować się urokami Szkocji.

Zapraszam do Szkocji i do mojego Moray.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz