sobota, 27 kwietnia 2024

THE JACOBITE STEAM TRAIN. Jechałam pociągiem Harrego Pottera- – część I

 


To jedna z tych ‘wypraw’ na którą miałam ochotę od kiedy zamieszkałam w Szkocji - w sierpniu minie już 10 lat mojego tu pobytu! Szybko minęło, a mnie jakoś nie udało się przez ten czas zmobilizować i zobaczyć jednej z największych turystycznych atrakcji w UK. I myślę, że to nie bark czasu był tu powodem, ale po prostu brak odpowiedniej motywacji. Na szczęście o motywacje nie musze się już więcej martwić, a czasu też mam teraz więcej i z pewnością poświecę go na zwiedzanie i poznawanie Szkocji (i nie tylko).

Powinnam jednak nadmienić, na początku tego postu, że nie jestem szczególną fanką Harrego Pottera. Nie przeczytałam wszystkich książek, jakoś tematyka nie przypadła mi szczególnie do gustu. Widziałam za to wszystkie filmy i przyznam, że podróż pociągiem szczególnie utkwiła mi w pamięci, na tyle aby zaczynać każdy Nowy Rok z postanowieniem ‘zakosztowania’ tej atrakcji.


Nasza wyprawa rozpoczęła się w Elgin. Wyjechaliśmy wczesnym rankiem. Do Fort Wiliam, skąd wyrusza kolejka jest spory kawałek. Odległość to jednak nie jedyny problem. Droga prowadząca do celu jest dość wąska, kręta i mocno ‘oblężona’. Obrany przez nas kierunek podroży jest bowiem bardzo popularny. Nie pozostało nam więc nic innego jak wczesna pobudka i wyjazd o 6 rano. Kilka minut po 9 byliśmy w Fort Wiliam. Do odjazdu kolejki (10.15 am) pozostało sporo czasu na zaparkowanie samochodu (4£ za cały dzień) i zjedzenie śniadania w pobliskim McDonald.

Zanim jednak zacznę opisywać przebieg samej podroży musze nadmienić, że sam zakup biletu i wybór daty wyjazdu już był nie lada przygodą. Po pierwsze bilety kupuje się z dużym wyprzedzeniem, przynajmniej dwumiesięcznym. Jeśli zależy wam na konkretnym terminie to najlepiej zabrać się za to, gdy tylko ruszy sprzedaż. W sezonie, dziennie są dwa kursy kolejki- ranny, którym ja jechałam i popołudniowy, ale to i tak za mało na pomieszczenie wszystkich chętnych. Na początku lutego jak kupowaliśmy bilety, 16 kwietnia był jedynym sensownym terminem. Pozostałe wolne miejsca były dostępne pod koniec sezonu.


Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy pojedziemy. Kolejce bowiem groziło zamkniecie, ze względów bezpieczeństwa. Liczyliśmy się z tym, w momencie zakupu. Na dziesięć dni przed wyjazdem otrzymaliśmy powiadomienie, że nasz kurs został odwołany. Już zaczęłam robić plany na to co zrobię z wolnym dniem, aż tu niespodziewanie na pięć dni przed wyjazdem otrzymaliśmy kolejne powiadomienie, że jednak nasz kurs jest aktualny! Oczywiście potwierdziliśmy wyjazd i z niemałymi emocjami wyruszyliśmy wczesnym rankiem 16 kwietnia.


Po drodze minęliśmy kilka miejsc, w których chciałabym się zatrzymać, gdy wybiorę się w przyszlosci ponownie w te rejony. Mam nadzieje, że ta przyszłość będzie raczej bliższa niż dalsza!


Przed odjazdem tradycyjne zdjęcie parowej ciuchci i mały spacer po peronie. Znaleźliśmy nasz wagon, ale okazało się, że nie możemy siedzieć obok siebie.

Na szczęście bardzo wiele osób, w całym tym zamieszaniu, nie potwierdziło rezerwacji i ostatnie dwa wagony w składzie były kompletnie puste! I tam też się ulokowaliśmy (za zgodą konduktora). Po drodze do wagonu mijamy przedział pierwszej klasy. Zupełnie pusty. Robię kilka fotek na pamiątkę.

I ruszamy w kierunku Mallaig z przystankiem w Glennfinnan.

16 kwietnia był drugim dniem funkcjonowania kolejki w tym sezonie. Wszyscy podróżni byli niezwykle podekscytowani i głodni czekających ich wrażeń. Społeczność międzynarodowa, obsługa lokalna- typowo szkocka, mówiąca tradycyjnym akcentem i ze specyficznym poczuciem humoru, którego się już trochę nauczyłam mieszkając tu przez 10 lat.

10.15 ruszamy! Pogoda super! Przepiękne słońce i dość ciepło. Dzień wcześniej padało.

Widoki za oknem zapowiadają się interesująco. Mijamy ośnieżony Ben Nevis i kanały. Wagon jest prawie pusty. Korzystam więc i robię zdjęcia z widokami z obu stron. 

W naszym wagonie ulokowali się również konduktorzy, którzy chętnie udzielają nam informacji o trasie i dzielą się swoimi wspomnieniami z przepracowanych lat, a jest ich niemało. David, jest przemiły i równocześnie na szkocki sposób wścibski. Koniecznie chce usłyszeć nasze historie, skąd tu przyjechaliśmy jak długo jesteśmy w Szkocji i czym się zajmujemy zawodowo. Jest przy tym bardzo pomocny, za każdym razem, gdy zbliżamy się do jakiegoś malowniczego widoku, informuje mnie w którym kierunku powinnam skierować moją kamerę.

Trasa kolejki podzielona jest na dwie części.  Pociąg wyrusza z Fort Williams do Mallaig i ma jeden przystanek na stacyjce Glenfinnan. Zatrzymuje się tam na około 20 minut. Można tam rozprostować kości, napić się kawy i szybko cos przekąsić lub odwiedzić małe, mieszczące się na stacji kolejowej, muzeum kolejnictwa.



Przed pierwszym i jedynym przystankiem, czeka na nas jedna z największych atrakcji podroży. Znany wam z filmu o Hrrym Potterze- ekspres do Haghwartu z przejazdem przez Glenfinnan Viaduct.

Dojeżdżamy do niego po około 20 minutach podroży. To doprawdy niesamowite przeżycie! Miejscówka w ostatnich wagonach sprawdza się znakomicie. Oprócz niesamowitych widoków mam możliwość uchwycenia parowej ciuchci, która jest jak ta z wiersza Juliana Tuwima. Zachowuje jednak prawidłowe proporcje. Nie fotografuje jedynie tego momentu, ale skupiłam się również na podziwianiu widoków.

Ku mojemu zaskoczeniu po obu stronach wiaduktu  pokaźne grupy gapiów z kamerami, obserwujące i fotografujące przejazd kolejki.

Nie liczyłam czasu przejazdu przez wiadukt, ale myślę, że nie trwało to dłużej niż 2 minuty.

Naprawdę długo będę to pamiętać.


Po kliku minutach dojechaliśmy do stacji przystankowej wspomnianego Glenfinnan i przeszliśmy się ma króciutki spacer. Postój trwa około 20 minut.


Powrót do pociągu i dalsza dłuższa część podroży do Mallaig.

Za oknem widoki, których długo nie zapomnę. Przepiękna natura; góry otaczające polodowcowe jeziora, sporadyczna nie zakłócająca krajobrazu zabudowa. Az nie wiedziałam, gdzie mam się patrzeć. Niestety w pociągu, ze względów bezpieczeństwa, nie ma okien, które można by uchylić i zrobić zdjęcie, Wszystkie wykonane fotografie są z za szyby i trochę ucierpiały na jakości. Na szczęście widoki rekompensują mi ten fakt. Pewnych rzeczy nie da się oddać na fotografii. Trzeba je po prostu przeżyć.

Okna są duże, panoramiczne, a rozpościerające się za nimi widoki są jak ‘obramowane’ obrazy. Kolor górskich zboczy, niewielkie strumyczki spływające z gór czy też malowniczo wijące się rzeczki, jelenie i sarny skaczące po zboczach tworzą prawdziwie sielski obrazek.

Druga część podroży to blisko godzina podziwiania widoków. Przed dojazdem do Mallaig mijamy plażę ze srebrnym piaskiem. Jedziemy też kawałek wybrzeżem Atlantyku, a w oddali widzimy pobliskie wyspy w tym słyną Skye.

Do Mallaig dojeżdżamy kilka minut po 12. Konduktorzy instruują nas co można tu zobaczyć, gdzie można się przejść i zjeść posiłek.

Moje wrażenia z pobytu w Mallaig i podroży powrotnej to już opowieść na kolejny post. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz