Aberlour to niewielka wioska w hrabstwie Moray, malowniczo
położona wśród rozlicznych wzniesień i pagórków, nad brzegiem rzeki Spey. Miejscowość
ta jest ważnym punktem na szlaku Single Malt Scotch Whisky, ale chyba najbardziej
znana jest w Szkocji i na świecie z produkowanych tu shortbreadów - kruchych maślanych
ciasteczek.
Byłam tu kilkukrotnie, ale nigdy nie zatrzymywałam się na dłużej, szukając
atrakcji z dala od mojego miejsca zamieszkania.
Trzy tygodnie temu, podczas zwiedzania Balvenie Castle, spotkałam
lokalnego fotografa, Darena, który pokazał mi zdjęcie swojego autorstwa, niewielkiego wodospadu- Linn Falls, mieszczącego się właśnie w Aberlour. Postanowiłam
odwiedzić to miejsce, ale planowałam wizytę tu dopiero w perspektywie, maja,
czerwca, kiedy będzie zielono i słonecznie.
W zeszłym tygodniu w pracy zapytałam o Linn Falls moją koleżankę,
która mieszka tu od urodzenia. I ku mojemu zaskoczeniu, miała ona, w telefonie, kilka
zdjęć wykonanych ostatniego lata, które przedstawiały egzotycznie wyglądające
niewielkie jezioro, do którego wpada, spowity w girlandy zieleni, wodospad. W jeziorku
na tle wodnej kaskady beztrosko pluskali się dorośli i dzieci.
Wiem, że jest środek siarczystej, mroźnej zimy i nie mogę
się spodziewać, że ktoś zdecyduje się na kąpiel, chyba że członkowie lokalnego 'towarzystwa morsów', ale nie mogłam oprzeć się urokowi wykonanych przez moją koleżankę
fotografii i postanowiłam przyspieszyć swoją wizytę w Aberlour. Przy okazji chciałam
odwiedzić sklep przy lokalnej destylarni, którą zwiedziłam dwa lata temu i nabyć
kilka miniaturowych buteleczek whisky do mojej kolekcji.
W minioną sobotę, wczesnym popołudniem wybrałam się do Aberlour.
Samochód zostawiłam na publicznym parkingu, w pobliżu niewielkiego kościołka,
przy dawnej stacji kolejowej. Spacerując wzdłuż brzegu rzeki Spey wykonałam kilka
jej zdjęć. Sfotografowałam również malowniczy most- kładkę, prowadzący do domostw
znajdujących się na jej drugim brzegu.
Następnie wzdłuż murów nowego i starego cmentarza, wyznaczonym szlakiem, udałam się w kierunku wodospadu. Trasa jest dobrze oznakowana, więc nie ma niebezpieczeństwa, że się zgubicie. Gdy zobaczycie stary kamienny mostek to znaczy, że jesteście na dobrej drodze.
Następnie wzdłuż murów nowego i starego cmentarza, wyznaczonym szlakiem, udałam się w kierunku wodospadu. Trasa jest dobrze oznakowana, więc nie ma niebezpieczeństwa, że się zgubicie. Gdy zobaczycie stary kamienny mostek to znaczy, że jesteście na dobrej drodze.
Jedynym niedogodnym punktem wyprawy, jest przejście przez ruchliwą
drogę. Po jej drugiej stronie jest szlak, którym w 15 minut dojdziecie do
obranego celu- wodospadu.
Szlak prowadzi wzdłuż niewielkiej rzeczki, której nazwy
nie sprawdziłam (co mi się rzadko zdarza). Płynie ona wzdłuż budynków
destylarni w Aberlour. Przez większą część drogi idzie się pod górę, dość stromą drogą, wijącą się serpentyną . Droga jest dość wąska. W zimowych warunkach lepiej poruszać się po niej gęsiego, jeśli
zdecydujecie się wybrać w większej grupie. Przy okazji uważajcie na zjeżdżające
na sankach i innego rodzaju 'ślizgach' dzieci, które upodobały sobie to miejsce do
zimowych zabaw.
Po niecałym kwadransie byłam u celu. Wodospad, pomimo, że
niewielki jest przepiękny. Zimowa sceneria jest równie ciekawa jak ta, którą widziałam
na zdjęciach wykonanych latem.
Musiałam trochę poczekać, bo kolejka do sfotografowania go była dość długa. Fotografia to bardzo popularne w Szkocji hobby. Na każdym kroku spotkacie tu fotografów amatorów, 'objuczonych' sprzętem wartym kilka tysięcy funtów.
Musiałam trochę poczekać, bo kolejka do sfotografowania go była dość długa. Fotografia to bardzo popularne w Szkocji hobby. Na każdym kroku spotkacie tu fotografów amatorów, 'objuczonych' sprzętem wartym kilka tysięcy funtów.
Szlak nie kończy się jednak na wodospadzie, prowadzi w górę,
ale ja nie zdecydowałam się na wchodzenie wyżej, zwłaszcza, że byłam świadkiem niefortunnych
upadków osób, które próbowały się po nim wspiąć, aby wykonać z góry zdjęcie
wodospadu. Mój aparat nie jest tak drogi, ale wolałam nie ryzykować upadku i
bolesnej stłuczki.
Delektowałam się więc szumem wodospadu, magiczną zimową scenerią i widokiem słońca przebijającego się przez gęste korony drzew.
Spacer szlakiem i droga powrotna, wraz w wizytą w sklepie mieszczącym
się przy destylarni, zajęły mi 2 i pół godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz