Nie wiem jak wy, ale ja z utęsknieniem wyglądam już końca
kwarantanny. Marzy mi się swobodny spacer po plaży i parku czy też wyjście do
restauracji lub uroczej kawiarenki. O dalszych podróżach już nie wspomnę. Szkoda,
że wszystko co złe nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety
ten rok turystycznie będę musiała, przynajmniej częściowo, spisać na straty.
Plany na sezon poczynione miałam już w styczniu. Zamierzałam
objechać całą północną i północnowschodnią Szkocje i poruszając się wzdłuż
popularnych szlaków turystycznych Route 500 (North Coast 500) i Route 250 (The North East 250), zboczyć nieco z drogi i
odwiedzić małe miasteczka i wioski. Oprócz przepięknych widoków, chciałam
również rozkoszować się smakami lokalnej kuchni. Z doświadczenia wiem, że w
tych oddalonych od głównych arterii miejscach, można odkryć prawdziwe kulinarne
skarby. Z wiadomych powodów, podobnie jak większość z was, plany te musiałam
mocno zweryfikować. Nie porzucam jednak myśli, że jeśli nie w najbliższych
tygodniach to przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych miesięcy, uda mi
się gdzieś dalej wyjechać i ‘rozkosztować’ się w kolejnym lokalnym przysmaku.
Tęsknię za tymi małymi kulinarnymi podróżami. Tymczasem w
oczekiwaniu na lepsze czasy, odtwarzam smaki dań, które często gościły na moim ‘podróżniczym
talerzu’ i przepisy na nie zamieszczam na kulinarnym blogu -Moje skockie smaki.