czwartek, 14 kwietnia 2022

Brodie Castle, Brodie Countryfare i Woodland Walk, czyli w poszukiwaniu spóźnionej, szkockiej wiosny.


Wiosna w tym roku jakoś nie może się rozkręcić. Po kilku słonecznych dniach w połowie marca nie pozostało już śladu. Od ponad trzech tygodni, na przemian, pada śnieg, drobny grad lub deszcz. Temperatura nie przekracza 14 stopni. Nic więc dziwnego, że mocno zielone o tej porze roku drzewa, bardzo leniwie wypuszczają w tym roku liście.

Komplikuje to też mocno moje plany wyjazdów. Szczerze powiedziawszy nie chce mi się ruszać z domu, gdy pogoda jest tak kapryśna i nieobliczalna.

Ostatnio zaplanowałam wyjazd do Fort Wiliam, ale w ostatniej chwili, właśnie ze względu na pogodę musiałam zweryfikować moje plany.

Nie padało, co prawda, w rejonie, w którym mieszkam, ale Okolice Ben Nevis (przynajmniej wg informacji pogodowych wyszukanych w necie) już tak przyjaźnie się nie prezentowały i nie zachęcały do długich wiosennych spacerów.

Na szczęście w Moray zawsze jest to robić. Jak wielokrotnie przekonaliście się czytając mój blog, miejsc do spacerowania i zwiedzania jest tu dostatek.

I tak kolejny dzień spędziłam przy dobrej kawie i na długim spacerze w parku otaczającym Brodie Castle.


Zamek ten znajduje się na pograniczu rejonu Moray i Highlands. Można go zwiedzać przez cały rok, a w okresie od późnej wiosny i jesieni oferuje wiele atrakcji dla odwiedzających te okolice rodzin z dziećmi.

W zamku znajduje się również kawiarnia z mini kuchnią. Można tu zjeść w pełni wartościowy posiłek. Ja jednak, za każdym razem, odwiedzając tę okolice odwiedzam Brodie Countryfare.


To coś w rodzaju dużego sklepu, z ubraniami i akcesoriami do dekoracji wnętrz. Dla mnie jednak najważniejszym miejscem jest tu restauracja, zawsze tłumie oblegana przez miejscowych, jak i odwiedzających te strony turystów.

Przyznam szczerze, że mocno się za tym miejscem stęskniłam. Pandemia unieruchomiła je na długie miesiące. Na szczęście obostrzenia się zakończyły i w pełni mogę korzystać z jego oferty.

Kawa w towarzystwie domowego pączka, obficie wypełnionego domowym dżemem z malin i jeżyn, to koszt około 4 £. Przyznacie, że to oferta bardzo atrakcyjna. Danie obiadowe to koszt od 7 do 12 £. Przy czym porcje do najmniejszych nie należą.


Dla wielu miejsce to jest dość snobistyczne, albowiem zarówno sprzedawane tu ubrania, jak i elementy wyposażenia domu do najtańszych nie należą. Odwiedzający to miejsce ludzie to zdecydowanie przedstawiciele tutejszej klasy średniej, którzy mogą sobie pozwolić na beztroskie spędzenie tu czasu w trakcie tygodnia. Ja jednak tak go nie postrzegam. Nie przyjeżdżam tu na zakupy (chociaż podczas ostatniej wizyty nie mogłam się oprzeć urokowi przepięknego obrusu, którym okryje mój wielkanocny stół), ale miejsce to jest dla mnie zawsze zwieńczeniem długiego spaceru po okolicznym parku.

Często też zatrzymuje się to po wizycie na mojej ulubionej owocowej farmie. Kawa i ciastko w cenie 4 £ nie zrujnują mojego domowego budżetu, a zawsze są miłym uwieńczeniem długiego spaceru.

Jeśli zawitacie w okolice, to powinniście tu koniecznie się zatrzymać. 

Spacer po parku otaczającym zamek jest naprawdę bardzo relaksujący. Warto tu przyjechać. Oczywiście najpiękniej jest to, gdy zieleń jest w pełnym rozkwicie, a szczególnie gdy w lesie zakwitną rododendrony. I z pewnością tu w tym okresie zawitam. Tym razem przyjechałam tu na spacer ‘w towarzystwie żonkili’, które wyznaczają trakt, przy bocznej drodze prowadzącej do zamku.

Żonkile są w różnych kolorach i w rożnym czasie rozkwitają. Podczas gdy jedne więdną, drugie co dopiero leniwie rozwijają swoje pąki.

Wszystko to w połączeniu ze świeżym powietrzem, możliwością karmienia taplających się w lokalnym stawiku kaczek i śpiewie ptaków, licznie tu wijących swoje gniazda, tworzy obraz szkockiej wiosny, leniwie i opieszale się rozwijającej, ale jakże przepięknej.



Zapraszam was w te okolice. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz