niedziela, 26 lipca 2020

Po drogach i bezdrożach północnej Szkocji

Jednodniowa wyprawa na północ Szkocji, do zamku Dunrobin, miała być czymś w rodzaju rekonesansu po długim lockdownie, znacznie dłuższym tu niż w Anglii. Chciałam sprawdzić, jak wygląda zwiedzanie i przemieszczanie się po kraju w warunkach wciąż panującego, częściowo, reżimu sanitarnego. Nie planowałam dłuższego pobytu i zatrzymywania się w B&B, chociaż ceny do tego teraz bardzo zachęcają.
To miał być po prostu kilkugodzinny ‘wypad’ do pięknego zamku, a skończyło się wyprawą do najdalej wysuniętego na północ punktu, na ‘największej wyspie’. Wyjazd wczesnym rankiem i powrót przed północą do domu, staje się powoli standardem wielu moich tutejszych ‘podroży’.
Mam ten komfort, że mieszkam w tej części Szkocji, z której łatwo jest się przemieścić w różnych kierunkach, dlatego też mogę sobie pozwolić na jednodniowe wyprawy. Wyjazdy takie mają swoje plusy i minusy. Minusem niewątpliwie jest czas, który przeznaczam na zwiedzanie. Z wiadomych względów, jest on bardzo ograniczony. Czasami czuje się jak ten turysta z Chin, który zostaje dostarczony na miejsce przez firmy, które wyspecjalizowały się w tego typu usługach. Pstrykam kilka fotek i dalej, byle szybciej i byle więcej.

niedziela, 19 lipca 2020

Dunrobin Castle - mały Luwr północy


Jeśli chcecie zobaczyć zamek jak z bajki z równie bajkowym ogrodem, to koniecznie musicie wybrać się na północ Szkocji i odwiedzić Dunrobin Castle.

Na licznych stronach internetowych znajdziecie zdjęcia zamku i jego ogrodu. Jest to chyba jeden z najbardziej obfotografowanych zamków w Szkocji. Nic w tym dziwnego. Obiekt jest niezwykle fotogeniczny. Jego usytuowanie, na wzniesieniu, nad brzegiem morza północnego, aż prosi się o wizytę tutaj z aparatem. To miejsce wręcz stworzone dla wszystkich, którzy zajmują się fotografią, i to zarówno amatorsko jak i profesjonalnie.

Ale nie tylko amatorzy fotografii znajdą tu dla siebie zajęcie. Zamkowe wnętrza i ogród dostarcza nie lada wrażeń każdemu niezależnie od wieku. To miejsce idealne dla samotnych podróżników, jak i dla rodzin z dziećmi.

niedziela, 12 lipca 2020

(Nie)spelnione marzenia, czyli podsumowanie dwóch lat blogowania.

Aż trudno uwierzyć, że minęły już dwa lata od kiedy założyłam ten blog. Przyznam szczerze, powstał on głównie z myślą o mojej rodzinie i przyjaciołach mieszkających w Polsce. Nie wszyscy mogą mnie odwiedzić i zobaczyć, jak żyje, a ja koniecznie chciałam im pokazać, jak wygląda miejsce, które wybrałam na mój dom. Nie spodziewałam się, że ktoś poza wspomnianymi osobami i znajomymi z Facebooka tu zajrzy. Miło jest ‘pozytywnie się rozczarować’.  Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze i śledzenie moich wpisów 😊
Z perspektywy blogerów, którzy prowadzą swoje strony od lat, mój blog to ‘świeżynka’. Dwa lata to niewielki staż, ale mnie się wydaje, że minęło znacznie więcej czasu. To chyba za sprawą intensywnego zwiedzania i opisywania licznych zakątków Moray (i nie tylko), szczególnie w pierwszym roku blogowania. Drugi rok był już bardziej ‘spokojny’, ale nie dlatego, że straciłam zapał do zwiedzania i opisywania. Ubiegłej jesieni skutecznie zostałam zablokowana przez wirusa, który mnie dopadł po powrocie z wakacji, a tej wiosny z wiadomych względów nastąpił lockdown, skutecznie zamykając mi drogę do kolejnych przygód.

niedziela, 5 lipca 2020

Moray znaczy morze…

Moray, kraina w północno - wschodniej Szkocji, w której mieszkam i w której bezgranicznie się zakochałam. Zresztą nie tylko ja. Kiedy Piktowie, przybyli na te ziemnie tak bardzo zachwycili się ich pięknem, a przede wszystkim opływającym jej brzegi morzem, że postanowili tak właśnie nazwać ten ląd -Moray-morze.
Pozostawili oni tu wiele śladów swojej bytności, chociażby słynne kamienne tablice, przez niektórych zwane magicznymi kamieniami, z pismem obrazkowym, do którego odczytania jeszcze nikt nie znalazł klucza. Najwięcej z nich znaleziono oczywiście w Moray.

Od stuleci kraina ta znana jest na całym świecie jako miejsce narodzin króla Makbeta, który zyskał niezasłużoną, niechlubną sławę dzięki Wiliamowi Szekspirowi (Za czasów Makbeta Moray było znacznie większą krainą, a król choć główny zamek miał prawdopodobnie w Forres, urodził się w pobliżu dzisiejszego Inwerness, miasteczku Dingwall). Współcześnie słynie głównie ze słodowej whisky, umiarkowanego klimatu, wyjątkowego jak na tą szerokość geograficzną i różnorodnych krajobrazów. Znajduje się tu wiele pięknych miast i wsi, z których każde ma swój urok i atrakcje i bogatą, wielowiekową historie. Każdy kto zdecyduje się przybyć w te strony, jako turysta, czy też z zamiarem stałego się tu osiedlenia, może poczuć się, przez ich różnorodność, naprawdę rozpieszczany.

niedziela, 28 czerwca 2020

Lato pachnące truskawkami i malinami.

W tym roku, z wiadomych względów, nie planuje wielu wyjazdów i dalszych podroży. To jak będzie wyglądać moje lato i jesień w dużej mierze zależeć będzie od rozwoju sytuacji. W planach są Isle of Skye i okolice Glasgow. Co z tego wyjdzie zobaczę. Nie będę się jednak nudzić i wszystkie weekendy z pewnością będę miała wypełnione.
Jednym z moich ulubionych miejsc tego lata, podobnie zresztą jak i poprzednich wakacji, będzie Wester Hardmuir Fruit Farm, mieszcząca się pomiędzy Forres i Nairn. Zbieranie malin i truskawek, a także innych owoców to jedna z weekendowych, letnich rozrywek, na którą czekam z niecierpliwością przez pozostałą cześć roku. Zresztą nie tylko ja.
O takj formie spędzania czasu pisałam już w jednym z moich postów dwa lata temu. Możecie o tym poczytać klikając w ten link. W tym roku wyjazd tutaj jest wyjątkowo przyjemny. Pomimo wszechobecnych znaków informujących o zagrożeniach i licznych stanowisk do dezynfekcji rąk, w wypadzie takim jest duży powiew wolności.

niedziela, 21 czerwca 2020

The Stone of Destiny

Wizyta na zamku w Edynburgu, nie tylko na nowo ukazała mi znane fakty z historii Szkocji, ale przypomniała mi również o filmie, który widziałam kilka lat temu w telewizji. ‘The Stone of Destiny’. W znakomitej aktorskiej obsadzie, został oparty na wydarzeniach z 1950 r., kiedy to grupa studentów z Uniwersytetu Glasgow, wykradła, z katedry w Westminsterze, kamień koronacyjny szkockich królów -Stone of Destiny, aby 11 kwietnia 1951 r. umieścić go w Opactwie Arbroath. Dlaczego  akurat w tym miejscu? To tutaj 6 kwietnia 1320 r podpisano  Deklarację Arbroath. To miejsce, w którym naród szkocki zadeklarował samostanowienie podczas szkockich wojen o niepodległość. Przez wielu Szkotów czas ten jest postrzegany jako złota era i najlepszy okres w dziejach państwa.
Ta zuchwała kradzież, a może raczej jak wolą to przedstawić Szkoci, odzyskanie skradzionej im setki lat wcześniej własności, nastąpiła w czasach, kiedy odradzał się w kraju ruch niepodległościowy i rozpoczynała się XX wieczna walka Szkotów o niepodległość.

Magia i legenda The stone of Destiny.
Eksponowany obecnie na Zamku w Edynburgu Stone of Destiny, w zacnym towarzystwie klejnotów koronacyjnych szkockich królów, przez wieki budził wielkie emocje. Niewątpliwie kamień owiany jest wielką legendą, podsycaną jego burzliwymi dziejami. Jego istnienie w świadomości Szkotów jest nieodłącznie związane z początkami ich państwa. Jest czymś w rodzaju Świętego Grala Szkocji. Przez jednych pożądany- gotowych walczyć i przelewać krew, aby go posiąść; podczas gdy inni starali się ukryć go przed tymi, ‘którzy nie byli go godni’. 

niedziela, 14 czerwca 2020

Uciekła mi wiosna...


Kiedy jesienią zeszłego roku, zamieściłam na blogu post ‘Uciekła mi jesień…’, nie przypuszczałam, że wirus ponownie pokrzyżuje mi plany zwiedzania i poznawania Szkocji na wiosnę. Jesienią okropna infekcja wyłączyła mnie na 3 tygodnie z pracy i na blisko dwa miesiące z normalnego życia. Tej wiosny wirus ponownie pokrzyżował mi plany (na szczęście nie byłam, nie jestem i mam nadzieje, że nie zachoruje). 
Szkocja jest nadal zamknięta. Kawiarnie, restauracje, puby nie zostały wciąż otwarte, a w sklepach, środkach komunikacji i innych miejscach użyteczności publicznej nadal obowiązują obostrzenia i reżim sanitarny. Można już na szczęście wejść do parków i na plaże, ale wszystkie muzea, kina, teatry nie działają, jak również wszelkie inne imprezy masowe zostały odwołane. O centrach miast już nie wspomnę. Zazwyczaj tętniące życiem główne ulice, świecą pustkami. Wygląda to dość przygnębiająco. Dodatkowo brak na nich, wszechobecnych tu o tej porze roku, wiszących koszy i donic z kwiatami.

niedziela, 24 maja 2020

Edinburgh Castle


Zamek w Edynburgu, oprócz wizyty w polskim konsulacie, był głównym celem mojej marcowej wyprawy do stolicy Szkocji. Za każdym razem gdy odwiedzam to przepiękne, wybudowane na licznych wzniesieniach miasto, przynajmniej wzrokiem ‘zahaczam’ o tą monumentalną, górującą nad miastem budowle, ale wstyd się przyznać, nigdy wcześniej nie byłam w jego murach. Wizyta tu skłoniła mnie do pewnej refleksji, która mocniej wybrzmiała w czasie kwarantanny. Zdałam sobie sprawę jak bardzo jesteśmy zabiegani i jak mało mamy czasu na swoje potrzeby i nie chodzi tu wcale o jakieś ekstrawagancje, tylko o proste wydawałoby się i prozaiczne rzeczy.

Marze o wolnym tygodniu, kiedy bez pośpiechu i nie przy okazji jakiś spraw, będę mogła powłóczyć się po tym mieście i zajrzeć we wszystkie ciekawe zakamarki. Nie powinnam jednak narzekać. W ciągu kilku najbliższych miesięcy nawet takie sporadyczne wypady będą obarczone ryzykiem. O całotygodniowej wyprawie do miasta i zwiedzaniu tutejszych atrakcji, czy też wizytach w pubach i restauracjach już nie wspomnę. Dlatego tym bardziej cieszę się, że dosłownie na klika dni przed lockdown udało mi się odwiedzić tą osławioną, górującą nad miastem budowle.

Pogoda była typowa jak na Szkocje. Czasem słońce, czasem deszcz. I to dosłownie. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Słońce świeciło 5 minut po czym zrywał się ostry wiatr i po chwili zaczynał padać deszcz. Dlatego też zdjęcia z tej wizyty wyglądają jakby były zrobione w dwóch różnych okresach.

piątek, 15 maja 2020

Baked potato. O szkockiej kuchni na szlaku.


Nie wiem jak wy, ale ja z utęsknieniem wyglądam już końca kwarantanny. Marzy mi się swobodny spacer po plaży i parku czy też wyjście do restauracji lub uroczej kawiarenki. O dalszych podróżach już nie wspomnę. Szkoda, że wszystko co złe nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety ten rok turystycznie będę musiała, przynajmniej częściowo, spisać na straty.
Plany na sezon poczynione miałam już w styczniu. Zamierzałam objechać całą północną i północnowschodnią Szkocje i poruszając się wzdłuż popularnych szlaków turystycznych Route 500 (North Coast 500) i Route 250 (The North East 250), zboczyć nieco z drogi i odwiedzić małe miasteczka i wioski. Oprócz przepięknych widoków, chciałam również rozkoszować się smakami lokalnej kuchni. Z doświadczenia wiem, że w tych oddalonych od głównych arterii miejscach, można odkryć prawdziwe kulinarne skarby. Z wiadomych powodów, podobnie jak większość z was, plany te musiałam mocno zweryfikować. Nie porzucam jednak myśli, że jeśli nie w najbliższych tygodniach to przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych miesięcy, uda mi się gdzieś dalej wyjechać i ‘rozkosztować’ się w kolejnym lokalnym przysmaku.

Tęsknię za tymi małymi kulinarnymi podróżami. Tymczasem w oczekiwaniu na lepsze czasy, odtwarzam smaki dań, które często gościły na moim ‘podróżniczym talerzu’ i przepisy na nie zamieszczam na kulinarnym blogu -Moje skockie smaki.

czwartek, 7 maja 2020

Dufftown


O mieście tym wspominałam już kilkukrotnie na tym blogu. W kilku postach, jak również na Instagramie zamieściłam zdjęcia i wzmianki o ciekawych miejscach wartych odwiedzenia, zarówno w samym mieście jak i w jego okolicy. W planach na ten sezon turystyczny, również uwzględniłam wizytę w Dufftown.  Zamierzałam pokazać wam inne jego oblicze, niż tylko to które jest promowane przez wszystkie przewodniki turystyczne i znane wszystkim turystom -oblicze stolicy szkockiej single malt whisky.  Pretekstem do tego miał być odbywający się tu rokrocznie pod koniec lipca jeden najlepszych, moim zdaniem, w całej Szkocji festiwali celebrujących tutejszą, wywodzącą się jeszcze ze średniowiecza tradycje - Highland Games. Obecnie już wiem, że impreza ta się nie odbędzie. Większość eventów jest odwołanych. Highland Games, nie tylko te w Dufftown, ale i w innych miejscach w Szkocji, również zostały odwołane. Mam nadzieje, że zgodnie z zapowiedzią organizatorów wszyscy miłośnicy tej ‘antycznej’ szkockiej rozrywki spotkają się w Dufftown 31 lipca 2021 r.
Obecna sytuacja nauczyła mnie, że nie należy odkładać niczego na później, Jeśli masz coś do zrobienia, zobaczenia i a szczególnie odwiedzenia, to zrób to jak najszybciej. Nie czekaj, bo w przyszłości może wydarzać się coś, co może Ci to skutecznie uniemożliwić, tak jak to sstało tym roku. 
Highland Games to jedne z moich ulubionych tutejszych eventów i chętnie na nie uczęszczam i za każdym razem obiecuje sobie solennie, że zrobię zdjęcia i je wam przedstawię. Szkoda, że nie będę wam mogła pokazać przemarszu tutejszych orkiestr szczególnie The Dufftown Pipe Band, tańców i rzucania kulą.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Szkockie mity i legendy - Moray

Szkockie mity i legendy należą chyba do najbardziej znanych na świecie i cieszą się dużą popularnością wśród ‘przeszukiwaczy’ i poszukiwaczy tego typu treści. Jedni czynią to z ciekawości, inni z chęci przeżycia dreszczyku emocji, albowiem w wielu mitach i legendach znajdziecie elementy grozy i horroru jak również wątki, które aż się proszą o ekranizacje w iście hollywoodzkim stylu. Nie brakuje tu bowiem zbrodni, zdradzonej przyjaźni, nieszczęśliwej miłości, nawiedzonych budynków, duchów i czarów.  Są w końcu i tacy, którzy po prostu lubią czytać ciekawe historie, które są często odzwierciedleniem wierzeń i przekonań ludzi z czasów, w których legenda powstała. 
Nic też dziwnego, że post poświęcony Legendom Moray, który napisałam ponad rok temu, cieszy się niesłabnącą popularnością, niemal tak dużą jak post poświęcony cenie kiltu. Obiecałam, że jak tylko wyszukam nowe legendy to się nimi z wami podzielę. Trochę mi to zajęło i to nie dlatego, że jakoś szczególnie ich poszukiwałam. Legendy te znam już od jakiegoś czasu, ale jakoś nie miałam nastroju do ich opisania i od blisko dwóch miesięcy nie mogłam się zabrać do napisania tego postu.

czwartek, 23 kwietnia 2020

National Galleries Scotland


Czasy mamy takie, że wiele ze znanych instytucji kultury, korzystając z dobrodziejstw współczesnej techniki, szeroko otworzyło swoje podwoje dla publiczności. Na popularnym ‘kanale z filmikami’ można znaleźć legalnie udostępniane nagrania z koncertów i spektakli. Nie ukrywam, że chętnie sięgam do tak dostępnego repertuaru i codziennie szukam ciekawych propozycji.
W obecnej sytuacji taka forma odbioru kultury sprawdza się, ale, powiedzmy sobie szczerze, nie wyobrażam sobie tego na dłuższą metę. Z wielu powodów. Nie jesteśmy (przynajmniej ja) w pełni przeżywać tak prezentowanych treści. Atmosfera teatru czy też sali operowej, jak również tej kinowej jest nie do zastąpienia. O ile spektakle operowe, teatralne, koncerty muzyki i filmy łatwo można ‘opublikować’ w Internecie, to już gorzej bywa z ofertą znanych galerii prezentujących sztukę. Je trzeba o prostu fizycznie odwiedzić. Być tam dosłownie duchem i ciałem, aby w pełni doświadczyć uczuć i emocji, które towarzyszyły twórcy dzieła. Dlatego bardzo się cieszę, że tuż przed lockdown udało mi się odwiedzić Narodowe Galerie w Edynburgu.

Zastanawiałam się czy relacje z odwiedzin w tego miejsca zamieścić w osobnym poście, czy też ‘podpiąć’ ją do innego (postu). W końcu nie jest to, w mniemaniu wielu, jedna z większych atrakcji Edynburga. Jednak przeglądając zdjęcia i widząc na nich tłumy odwiedzające to miejsce, postanowiłam Galerii poświecić osobny wpis. Co ciekawe, byłam tak pochłonięta odbiorem obrazów, że w trakcie zwiedzania ilość odwiedzających National Galery jakoś mi umknęła. Dopiero gdy ściągnęłam zdjęcia i zaczęłam je oglądać zwróciłam na to uwagę.