Wielu znanym i popularnym miejscom, które przez te
wszystkie lata pobytu w Szkocji odwiedziłam, poświeciłam na tym blogu niewielką
wzmiankę, lub zamieściłam jedynie zdjęcie ze skromnym opisem. Z pewnością
zastanawiacie się, dlaczego akurat tej malej stacyjce kolejowej dedykuję osobny i obszerny post.
Powodów jest kilka, na czele z urokliwością tego miejsca. Chyba tu bardziej dotarło do mnie, że jestem w podroży do legendarnego Hogwardu(!), niż w momencie przejazdu przez wiadukt. Poza tym jestem osobą bardzo sentymentalną i w miejscu tym poczułam się jakbym przeniosła się do czasów z dzieciństwa, do małych uroczych stacyjek kolejowych, których co nie miara była i mam nadzieje jeszcze jest na Dolnym Śląsku, wraz z przejeżdżającymi przez nie pociągami na parę. Chociaż sama podróż, takim pociągiem, do dziś kojarzy mi się z sadzą, która zawsze jakimś dziwnym trafem osiadała na moim jasnym ubraniu, to już stacyjki z konduktorem to coś co zawsze lubiłam obserwować.