Piękna pogoda, jaka towarzyszy mi w Szkocji od kilku dni,
w normalnych czasach, z pewnością, byłaby przyczynkiem do wyjazdów i poznawania
nowych miejsc. Niestety czasy wciąż nie są normalne i jeszcze przez dobrych
kilka miesięcy trzeba się będzie mocno ograniczać. O dalszych podróżach mogę więc
zapomnieć. Co prawda znam takich, którzy nie boją się konsekwencji i łamią wszystkie
zakazy podróżując, na większe niż dozwolone, dystanse. Ja (nie)stety nie należę
do osób, które lubią takie ryzyko i nie wybieram się dalej niż przepisowe 5
mil. A że zwiedziłam już każdy zakątek Moray, a najbliższą okolice to wręcz
przeszłam wzdłuż i wszerz, to do odkrycia nie mam już nic nowego.
Mam jednak ten komfort, że mogę na nowo powracać w cudowne, dobrze mi znane miejsca. Co więcej, za każdym razem ukazują mi się one w innym, niewidzianym uprzednio świetle. Jeśli na dodatek mogę tam oddać się kontemplacji to niczego więcej nie potrzeba mi do szczęścia (przynajmniej na obecnym etapie życia).