Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Myśli (nie)Pozbierane. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Myśli (nie)Pozbierane. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 listopada 2020

St. Andrews Day - czyli jak to z tym szkockim świętowaniem bywa

 


Podczas gdy w Polsce w ostatni dzień listopada świętujemy Andrzejki, w Szkocji obchodzi się tzw. St. Andrews Day i dzień szkockiej flagi. Dzień ten należy do tzw. bank holidays, czyli dni wolnych od pracy.

Informacje jak ta powyżej i o tradycjach związanych z tym świętem znajdziecie we wszystkich tutejszych gazetach, przewodnikach, na większości portali internetowech, Wikipedii, czy też stronach internetowych BBC.

Komuś kto mieszka poza Szkocją i wczytuje się w te wszystkie, opiewające to święto, teksty wydaje się, że Szkocja to kraj przykładający w tej mierze dużą wagę do tradycji. Od wewnątrz wygląda to jednak zupełnie inaczej. Jeśli myślicie, że przeciętny Szkot celebruje ten dzień i w jakiś szczególny sposób obchodzi to święto, to jesteście w dużym błędzie. Wspomniany powyżej przeciętny Szkot w większości przypadków nie ma pojęcia, że St. Andrews Day istnieje i że towarzyszą mu jakiekolwiek tradycje.

Większą wiedze na ten temat mają, o dziwo cudzoziemcy, którzy interesują się historią kraju. Z pewnością słyszeli o nim też ci z was, którzy zdawali egzamin na tzw. citizenship.

wtorek, 24 listopada 2020

W poszukiwaniu inspiracji ...( i lepszego nastroju)


Z pewnością zauważyliście, że ostatnio pustki na moim blogu. Nie zamieszczam też zbyt wielu postów na moim Facebookowym koncie jak również na Instagramie. Nie wynika to absolutnie z mojego lenistwa, czy też jakiś chwilowych niedomagań, jak to się zdarzyło w tym samym okresie zeszłego roku.

W tym roku nie dopadł mnie wirus (na szczęście!!!), ale pandemia która szleje naokoło mnie, skutecznie mnie zablokowała. Nie mam nastroju, jak również trochę się boje wyprawiać gdzieś dalej niż moje Moray. A, że od momentu, kiedy prowadzę ten blog, zajrzałam tu w prawie każdy kont, to tematy też się trochę wyczerpały…

Na dodatek zmieniłam prace i musze się wdrożyć w nowe obowiązki i ‘przebiec’ maraton rożnego rodzaju szkoleń. Do tego ta okropna pogoda. Ciągle pada i nie mam na nic ochoty jak również nastroju.

Od dwóch tygodni ślęczę nad dwoma tekstami na blog i jakoś nie chcą się dokończyć 😊

piątek, 30 października 2020

Mini footprint szkocka moda z syryjską duszą.

Od kilku tygodni zastanawiam się czy ruszać w Szkocje i mimo obostrzeń delektować się, przynajmniej zza kierownicy samochodu, przepiękną szkocką jesienią, taką jak z pocztówki. Kocham tutejszy krajobraz i chętnie wykorzystuje każdą chwile, aby się nim upajać i włóczyć się po szkockich bezdrożach. Jednak wydarzenia ostatnich tygodni – mocno mojego ‘ducha włóczykijstwa’ podkopały. Nie dość, że na nowo muszę się zmagać ze strachem przed koronowirusem, to jeszcze na dodatek ten cały bałagan w Polsce, wywołany przez osobników, którzy dbają jedynie o swoje pełne kieszenie, a nie o ludzi, czy też szerzej o państwo.

Obiecałam sobie, że od polityki będę trzymać się jak najdalej, szczególnie od wypowiadania publicznie moich opinii, chociaż uwierzcie mi, że język mnie świerzbi. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuje, to wrogowie, a o tych nietrudno, gdy wygłasza się jasno swoje poglądy. Mam określony światopogląd i według niego żyję i co najważniejsze, mam to szczęście, że mogę go urzeczywistniać w kraju wolnym, tolerancyjnym i demokratycznym. I zamierzam się tym cieszyć, bo byt na tym świecie ma się tylko jednej (no może więcej – jeśli ktoś wierzy w reinkarnacje😊)

W chwilach takiego ‘życiowego przesilenia’ cieszę się, że udało mi się w Szkocji w miejscu, w którym mieszkam, otoczyć ludźmi, którzy mają niezwykle kolorową osobowość i kreatywną dusze. To oni dają mi tzw. Powera i chęć do działania.

Taką właśnie osobą jest Lara Alsayed, Syryjka, która od 2014 roku na stałe mieszka w Szkocji i tu też, podobnie jak ja, realizuje swoje pasje, marzenia i zawodowe cele.

poniedziałek, 5 października 2020

Zapachy Szkocji w polskim wydaniu

* Zdjęcie  Soapwell. 

Szkocja to dla mnie, podobnie jak dla wielu naszych rodaków, którzy zdecydowali się na emigracje, zupełnie nowy rozdział w życiu. To jak czysty zeszyt, który zaczynamy zapisywać i ze zdziwieniem odkrywamy, że szybko musimy nabyć nowy, bo myśli nam towarzyszących, ludzi których spotykamy, podobnie jak wydarzeń, jest tak wiele, że w jednym nie sposób ich wszystkich pomieścić.

Bardzo często rozmawiam z ludźmi, którzy podjęli decyzje o emigracji i zdecydowali się zamieszkać z dala od Polski. Jestem ciekawa ich doświadczeń jak i powodów, dla których postanowili pozostawić swoje dotychczasowe życie, rodzinę, budowane latami przyjaźnie i często dobrą prace i zamieszkać w kraju, który kojarzyli jedynie z legendy o potworze z Loch Ness, whisky i kiltu.

Zawsze myślałam, że powodów jest tak wiele jak ludzi, których poznaje. Ze zdziwieniem odkryłam, że w przeważającej mierze wszyscy mamy wspólny mianownik, a pod wieloma z tych historii mogłabym wręcz się podpisać i przedstawiać jej jako streszczenie mojego życiorysu.

Dzisiaj zaczynam na tym blogu nowy cykl. Chcę wam przedstawiać ciekawych ludzi, którzy w nowym kraju, od podstaw zbudowali swoje życie i odkryli w sobie talenty, które często przez lata były spychane do podświadomości. 

środa, 23 września 2020

Małe rzeczy a cieszą

 

Kiedy kilka lat temu sprowadziłam się do Szkocji, nie spodziewałam się, że zamieszkam w pobliżu miejsca, do którego ściągają ludzie z całego świata, aby odzyskać równowagę w życiu i na nowo odkryć własną drogę. Nie ukrywam, że ja również uległam jego urokowi i chętnie tu przyjeżdżam, gdy nawarstwi mi się wiele spraw, tak wiele, że zaczynam miotać się w miejscu i nie wiem, za którą mam się najpierw zabrać, aby ruszyć we właściwym kierunku.

Nauczyłam się, że w takich sytuacjach należy się zatrzymać. Wyłączyć wszystko- telefon, laptop, wiadomości i skupić się jedynie na własnych potrzebach. Wszystko inne może poczekać.

Miejsce, w którym tysiące osób, w tym ja, odzyskuje równowagę i po wizycie w którym wstępuje w nie ‘nowa energia’ opisywałam kilka miesięcy temu na tym blogu. To Fundacja Findhorn.

Tym razem wizytę tu połączyłam z jeszcze jedną przyjemnością, ale o niej w dalszej części postu.

sobota, 12 września 2020

LGBT+ w Szkocji

Długo biłam się z myślami czy zamieścić ten wpis na blogu. Jest to bowiem temat wywołujący, szczególnie w naszym kraju, bardzo niezdrowe i zupełnie, przynajmniej dla mnie, niezrozumiałe emocje, a ja niekoniecznie mam ochotę na mierzenie się z falą hejtu tylko dlatego, że odważyłam się opisać jak się rzeczy mają w kraju, w którym obecnie żyje.

Mieszkając w Szkocji nauczyłam się, że można mieć w życiu inne problemy, niż tylko usilne udawadnianie, że jest się prawdziwym Polakiem (Polką) i że można życiem po prostu się cieszyć, nie tylko umartwiać się i frustrować tym co jeden lub drugi ‘nawiedzony’ polityk lub jego zwolennik powiedział. Jest przecież tyle pięknych miejsc do zobaczenia, książek do przeczytania. potraw do spróbowania, podobnie jak trunków do wypicia😊. I pewnie nadal bym w tym błogim oddaleniu od tej polskiej ‘nawalanki’ żyła, oddała głos na mojego kandydata w ostatnich wyborach prezydenckich i zamknęła temat, gdyby tutejsze media nie zaczęły relacjonować toczącej się w Polsce kampanii prezydenckiej, a szczególnie wypowiedzi PAD na temat LGBT+.

sobota, 29 sierpnia 2020

Aviemore, Loch Morlich & Grantown on Spey - w poszukiwaniu początków jesieni.

 

Lato ma przed sobą jeszcze ponad 3 tygodnie, a ja już szukam jesieni. Z pewnością dla większości z was, ciepłolubnych, brzmi to przynajmniej dziwnie, ale dla mnie, od lat mieszkającej w Szkocji, właśnie ten okres roku (oprócz widoku budzącej się do życia wiosną przyrody), jest najpiękniejszy w tutejszym krajobrazie. Dlaczego tak bardzo go lubię? Powód jest prosty – porastające tutejsze wzniesienia i wzgórza wrzosy. Uwierzcie mi, że przy tutejszych ‘łysych’ górach, które o tej porze roku zamieniają się w ‘lawendowe pola’, to jeden z najwspanialszych widoków. Wrzosy kwitną do późnej jesieni, ale to właśnie przy końcówce lata, w zestawieniu z wciąż soczystą, letnią zielenią, tworzą naprawdę zjawiskowy obraz.

Tym razem za cel mojej podroży obrałam pobliskie Aviemore. Miejsca tego jeszcze nie opisywałam na tym blogu. To małe miasteczko, które tętni życiem niczym mini metropolia. Rożni się ono wyglądem od typowych szkockich miast, miasteczek i wiosek. Jeśli porównać je do polskich miejscowości górskich, to przypomina mi Szczyrk lub Zieleniec. Typowa miejscowość narciarska, miejsce na długie wycieczki rowerowe i  pełne leśnych pieszych szlaków. Sama miejscowość nie oferuje nic ciekawego. Typowy przystanek dla turystów, gdzie mogą się oni zatrzymać na ciepły posiłek, w rozlicznych tu knajpkach i zastanowić się nad tym, w którym kierunku wyruszą. Zawsze mi się tu podobało, szczególnie w ciepłych miesiącach. Kawiarenki i z ich ogródkami wypełnione po brzegi, tłumy wypoczywających i szukających relaksu ludzi, górska moda- trapery i outdoorowe ubrania, i wszechobecne naręcza kwiatów na budynkach. Tym razem jednak miejsce to mnie drażniło. Nie tylko ze względu na duży ruch samochodów i brak kwiatów, ale właśnie ze względu na tłum turystów. 

Od kilku miesięcy żyję w reżimie sanitarnym, zarówno w pracy jaki i poza nią. Zachowuje dystans społeczny i stosuje się do zaleceń. Wydaje mi się ze niezbyt dobrze zaczyna się to odbijać na mojej psychice i powoli wpadam w społeczną izolacje i chyba zaczynają mnie dopadać fobie😊 A tak naprawdę, to po kilku miesiącach, chyba odwykłam od tak dużych skupisk i trochę zdziczałam na tej mojej prowincji.

niedziela, 12 lipca 2020

(Nie)spelnione marzenia, czyli podsumowanie dwóch lat blogowania.

Aż trudno uwierzyć, że minęły już dwa lata od kiedy założyłam ten blog. Przyznam szczerze, powstał on głównie z myślą o mojej rodzinie i przyjaciołach mieszkających w Polsce. Nie wszyscy mogą mnie odwiedzić i zobaczyć, jak żyje, a ja koniecznie chciałam im pokazać, jak wygląda miejsce, które wybrałam na mój dom. Nie spodziewałam się, że ktoś poza wspomnianymi osobami i znajomymi z Facebooka tu zajrzy. Miło jest ‘pozytywnie się rozczarować’.  Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze i śledzenie moich wpisów 😊
Z perspektywy blogerów, którzy prowadzą swoje strony od lat, mój blog to ‘świeżynka’. Dwa lata to niewielki staż, ale mnie się wydaje, że minęło znacznie więcej czasu. To chyba za sprawą intensywnego zwiedzania i opisywania licznych zakątków Moray (i nie tylko), szczególnie w pierwszym roku blogowania. Drugi rok był już bardziej ‘spokojny’, ale nie dlatego, że straciłam zapał do zwiedzania i opisywania. Ubiegłej jesieni skutecznie zostałam zablokowana przez wirusa, który mnie dopadł po powrocie z wakacji, a tej wiosny z wiadomych względów nastąpił lockdown, skutecznie zamykając mi drogę do kolejnych przygód.

niedziela, 5 lipca 2020

Moray znaczy morze…

Moray, kraina w północno - wschodniej Szkocji, w której mieszkam i w której bezgranicznie się zakochałam. Zresztą nie tylko ja. Kiedy Piktowie, przybyli na te ziemnie tak bardzo zachwycili się ich pięknem, a przede wszystkim opływającym jej brzegi morzem, że postanowili tak właśnie nazwać ten ląd -Moray-morze.
Pozostawili oni tu wiele śladów swojej bytności, chociażby słynne kamienne tablice, przez niektórych zwane magicznymi kamieniami, z pismem obrazkowym, do którego odczytania jeszcze nikt nie znalazł klucza. Najwięcej z nich znaleziono oczywiście w Moray.

Od stuleci kraina ta znana jest na całym świecie jako miejsce narodzin króla Makbeta, który zyskał niezasłużoną, niechlubną sławę dzięki Wiliamowi Szekspirowi (Za czasów Makbeta Moray było znacznie większą krainą, a król choć główny zamek miał prawdopodobnie w Forres, urodził się w pobliżu dzisiejszego Inwerness, miasteczku Dingwall). Współcześnie słynie głównie ze słodowej whisky, umiarkowanego klimatu, wyjątkowego jak na tą szerokość geograficzną i różnorodnych krajobrazów. Znajduje się tu wiele pięknych miast i wsi, z których każde ma swój urok i atrakcje i bogatą, wielowiekową historie. Każdy kto zdecyduje się przybyć w te strony, jako turysta, czy też z zamiarem stałego się tu osiedlenia, może poczuć się, przez ich różnorodność, naprawdę rozpieszczany.

niedziela, 28 czerwca 2020

Lato pachnące truskawkami i malinami.

W tym roku, z wiadomych względów, nie planuje wielu wyjazdów i dalszych podroży. To jak będzie wyglądać moje lato i jesień w dużej mierze zależeć będzie od rozwoju sytuacji. W planach są Isle of Skye i okolice Glasgow. Co z tego wyjdzie zobaczę. Nie będę się jednak nudzić i wszystkie weekendy z pewnością będę miała wypełnione.
Jednym z moich ulubionych miejsc tego lata, podobnie zresztą jak i poprzednich wakacji, będzie Wester Hardmuir Fruit Farm, mieszcząca się pomiędzy Forres i Nairn. Zbieranie malin i truskawek, a także innych owoców to jedna z weekendowych, letnich rozrywek, na którą czekam z niecierpliwością przez pozostałą cześć roku. Zresztą nie tylko ja.
O takj formie spędzania czasu pisałam już w jednym z moich postów dwa lata temu. Możecie o tym poczytać klikając w ten link. W tym roku wyjazd tutaj jest wyjątkowo przyjemny. Pomimo wszechobecnych znaków informujących o zagrożeniach i licznych stanowisk do dezynfekcji rąk, w wypadzie takim jest duży powiew wolności.

niedziela, 14 czerwca 2020

Uciekła mi wiosna...


Kiedy jesienią zeszłego roku, zamieściłam na blogu post ‘Uciekła mi jesień…’, nie przypuszczałam, że wirus ponownie pokrzyżuje mi plany zwiedzania i poznawania Szkocji na wiosnę. Jesienią okropna infekcja wyłączyła mnie na 3 tygodnie z pracy i na blisko dwa miesiące z normalnego życia. Tej wiosny wirus ponownie pokrzyżował mi plany (na szczęście nie byłam, nie jestem i mam nadzieje, że nie zachoruje). 
Szkocja jest nadal zamknięta. Kawiarnie, restauracje, puby nie zostały wciąż otwarte, a w sklepach, środkach komunikacji i innych miejscach użyteczności publicznej nadal obowiązują obostrzenia i reżim sanitarny. Można już na szczęście wejść do parków i na plaże, ale wszystkie muzea, kina, teatry nie działają, jak również wszelkie inne imprezy masowe zostały odwołane. O centrach miast już nie wspomnę. Zazwyczaj tętniące życiem główne ulice, świecą pustkami. Wygląda to dość przygnębiająco. Dodatkowo brak na nich, wszechobecnych tu o tej porze roku, wiszących koszy i donic z kwiatami.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Lockdown. Moje szkockie wielkanocne (i nie tylko) podróże.


Jak przystało na blog, w dużej mierze poświęcony podróżom po Szkocji, pomimo trwającego ‘zamknięcia’, ja codziennie wyruszam w podróż i wciąż zwiedzam i zachwycam się tym zjawiskowym krajem. I co więcej robię to znacznie bardziej intensywnie niż przed nastaniem lockdown. I co więcej, po raz drugi, zwiedzam nie tylko Szkocję, ale również inne krainy Wysp Brytyjskich. Udaje mi się też bardzo często ‘zahaczyć’ o liczne kraje Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. 
Cóż zrobić – nie potrafię zdusić w sobie ducha małego odkrywcy i Włóczykija. Zapytacie jak to możliwe? Przecież jest lockdown, wszystko jest zamknięte, a policja również w Szkocji upomina niesfornych (podkreślam UPOMINA)? 
    To proste. Codziennie, w piękną słoneczną pogodę, która nieustannie towarzyszy mi od kilku dni, otwieram na oścież drzwi do mojego ogrodu, napawam się zapachem świeżego powietrza i lekką docierająca tu od morza bryzą. Wykonuje kilka skłonów, przysiadów i pajacyków. Następnie śniadanie, mocne espresso, porcja codziennych witamin i jestem gotowa na przygodę😉

czwartek, 9 kwietnia 2020

The spirit of Easter is all about hope...

The spirit of Easter is all about hope, Love and Joyful living. I wish you a very happy Easter!
Wszystkim podróżującym i zwiedzającym Szkocje, jak również tym wszystkim, którzy o odwiedzeniu tego kraju myślą, życzę pogodnych, zdrowych i rodzinnie zamkniętych świąt Wielkiej Nocy.

Mam nadzieje, że w przyszłości, raczej tej bliższej niż dalszej, spotkamy się gdzieś na szlaku. W zaistniałych okolicznościach mogę wam jedynie polecić czytanie mojego drugiego bloga Moje szkockie smaki i zabrać was w kulinarną podróż po tutejszych smakach.  

Pozdrawiam serdecznie z przepięknie wiosennej, chociaż zamkniętej Szkocji.
Agnieszka

wtorek, 31 marca 2020

Szkockie impresje..

Czasy są takie, że siłą rzeczy więcej rozmawiamy telefonicznie lub za pomocą innych komunikatorów, nie tylko z rodziną, ale również przypominamy sobie o dawnych znajomych, lub oni przypominają sobie o nas. Dzwonimy do siebie, pytamy co słychać, umawiamy się na kolejną rozmowę i na spotkanie jak to wszystko się skończy. Mam nadzieję, że jak odgrzebiemy się z tych gruzów, to dotrzymamy złożonych sobie i innym obietnic i nie rzucimy się ponownie wyłącznie w wir pracy, a skupimy się również na podtrzymaniu tych ‘odzyskanych’ znajomości.
W trakcie jednej z takich rozmów koleżanka, która od samego początku śledzi mój blog, zapytała czy nie znudziło mi się otoczenie, a dokładnie czy nie nudzą mnie szkockie widoki i krajobrazy które opisuje? Przyznam się szczerze, że bardzo mnie to pytanie zaskoczyło. Nigdy bowiem nie pomyślałam, że to co mnie otacza kiedykolwiek może mi się znudzić! Co więcej, po tygodniu kwarantanny, uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi tych wszystkich przepięknych obrazów, szkockich obrazów i jak wielu bodźców pozytywnie działających na moją psychikę jestem teraz pozbawiona.  

środa, 25 marca 2020

Mental Health and Wellbeing in Scotland


Od kilku dni zastanawiam się czy zamieścić kolejne posty poświęcone miejscom, które ostatnio odwiedziłam. Materiału mi nie brakuje, jak również wolnego czasu. Od wczoraj jestem na przymusowym zwolnieniu. Firma, w której pracuje nie należy do tzw. strategicznych działów gospodarki w okresie epidemii i pomimo licznych zamówień jak również produkcji pełną parą, zgodnie z zarządzeniem tutejszego rządu, została zamknięta. Muszę się więc uzbroić w cierpliwość i poddać się tej przymusowej izolacji. Cóż pożyje trochę na koszt państwa, co mi się jeszcze do tej pory nie zdarzyło😊.
Ostatecznie uznałam, że te posty mogą poczekać, bo są teraz ważniejsze sprawy i wszystko inne może zejść na plan dalszy.
Dzisiaj ważniejsze jest nasze zdrowie i bezpieczeństwo, zwłaszcza, że jakby nie było, żyjemy z dala od naszego kraju i wielu z nas, w dalszym ciągu, nie wie jak się w różnych, szczególnie kryzysowych, sytuacjach odnaleźć i gdzie szukać pomocy.
 Bardzo martwi mnie fakt, że pomimo ograniczeń w poruszaniu się i apeli władz, 'lokalsi' niezbyt chętnie stosują się do ich zaleceń, co nie wróży rychłego zakończenia epidemii. W parkach, na ulicach, w komunikacji miejskiej i we wszystkich otwartych jeszcze sklepach są tłumy. Ludzie, bez istotnych życiowych potrzeb, wychodzą i niepotrzebnie narażają siebie i innych na niebezpieczeństwo. Mam nadzieje, że wy do tych zaleceń się stosujecie i co najważniejsze czujecie się teraz w miarę spokojnie i bezpiecznie. 

Jeśli tak nie jest to ten post jest dedykowany wszystkim tym, którzy w obecnej sytuacji czują niepokój i stres. 

niedziela, 26 stycznia 2020

Inverness nie tylko na weekend.


Ord Hill widok na Kessock Bridge
Od blisko dwóch lat opisuję miejsca, które warto odwiedzić w Inverness i jego okolicach. Nie wszędzie jeszcze dotarłam, ale zawsze tak będzie, że znajdzie się jeszcze coś nowego i interesującego do zobaczenia. Myślę, że po tych wszystkich miesiącach zwiedzania i odkrywania czas na małe podsumowanie i uporządkowanie informacji o tym wyjątkowym miejscu na mapie Szkocji jak i o jego okolicach, równie interesujących i wartych odwiedzenia.
Do napisania tego tekstu przymierzałam się od kilku dobrych tygodni, ale zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć. Miasto i przylegle do niego tereny są bardzo ciekawe  i trudno zdecydować się co wyróżnić, o czym jedynie wspomnieć, a co zupełnie pominąć. Długo zastanawiałam się jak ponownie pokazać wam Inverness, i nie stworzyć czegoś na kształt kolejnego poradnikowego postu w stylu to musisz zobaczyć…, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zawsze w takich sytuacjach, gdy nie mam pomysłu to wybieram się na długi spacer. Zdecydowanie odświeża to umysł i pozwala ogarnąć myśli i poszukać ‘natchnienia’. I tak było tym razem. Z użyczonym mi pieskiem o wdzięcznym imieniu Podo, w ubiegłą niedzielę, w ‘zimowych’ okolicznościach, ponownie przemierzyłam szlak leśny w okolicach Inverness, o którym wspomniałam w jednym z moich poprzednich postów: Moda na szkockie lasy.

sobota, 18 stycznia 2020

Scottish sheep.


Są takie rzeczy, o których nie można nie wspomnieć pisząc o Szkocji. Lokalni mieszkańcy nie zawracają na nie zupełnie uwagi, ale dla przyjeżdzających tu turystów, jak również dla osób takich jak ja, które mają w tym kraju niewątpliwie niedługi staż pomieszkiwania, są one nadal niezwykłe i stanowią o malowniczości tutejszego krajobrazu. Szkockie owce, bo o nich, jak się z pewnością domyślacie z tytułu postu, będzie tu mowa, to temat niezwykle poważny i nie sposób przedstawiać dzisiejszej Szkocji, bez poruszenia go. Żyje ich w tym kraju więcej niż mieszkańców! W licznych tu gospodarstwach hoduje się ponad 6 milionów tych ‘wełniarczy’! Co ciekawe, na tak dużą ich populacje przypada tylko około 1% baranów(!)
Mieszkam w rejonie Moray, na terenach typowo rolniczych, gdzie owiec jest od zatrzęsienia. Ale to nie tylko domena tego regionu. Wystarczy choćby wyjechać poza granice każdego miasta, miasteczka czy wioski, a już waszym oczom ukażą się ciągnące po horyzont pola, na których niezależnie od pory roku i pogody, pasą się ONE, wszelkich maści i kolorów.

niedziela, 22 grudnia 2019

Moje szkockie smaki. Cześć II.

Są takie rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dobrego życia. Niewątpliwie należy do nich dobra kuchnia. Niestety gotowanie, odwrotnie niż jedzenie, nie jest moją najmocniejszą stroną. Potrafię jednak docenić dobrą kuchnie, a programy kulinarne oglądam równie często, jak te o wystroju wnętrz i architekturze 😉. Dlatego też, na moim blogu tak wiele miejsca poświęcam tutejszej kuchni (prawie na równi z opisami miejsc, które warto zobaczyć.)

Szkocja to kraj, w którym można odnaleźć smaki z całego świata. Otwarty na imigrantów. Są oni tu, przez tutejszy rząd, chętnie zapraszani i bardzo mile widziani. Moje szkockie smaki, tym razem będą odzwierciedleniem właśnie tej otwartości i różnorodności. Mogą być one dla wielu z was zaskakujące, równie jak miejsce, w którym je poznałam, ale na tym właśnie polega wyjątkowość tego kraju.

Zarówno w pracy jak i poza nią często obracam się tu w międzynarodowym środowisku. Nie są to tylko Europejczycy z krajów, które przystąpiły do Unii w 2004 r. Duży odsetek z nich stanowią ludzie, którzy wraz ze swoimi rodzinami schronili się tu przed konfliktami zbrojnymi i reżimami panującymi w ich ojczystych krajach. Muszę przyznać, że wbrew temu co opowiada się w Polsce o emigrantach, zasymilowali się oni bardzo dobrze z  tutejszą społecznością i często trudno poznać, że to nie rdzeni mieszkańcy. 

sobota, 14 grudnia 2019

High Street na Święta

Ten okres roku bardzo mnie rozleniwia. Krótkie, często deszczowe, dni skłaniają bardziej do przesiadywania w domu. Dobra książka, wygodna sofa, na której zasiadam z kubkiem aromatycznej kawy lub filiżanką herbaty - to wszystko co jest mi do szczęścia potrzebne w tą dżdżystą jesienną pogodę. Trudno mnie wtedy często wyciągnąć z domu. Musi to być coś naprawdę ważnego lub ciekawego. Tym razem inspiracją do wyjścia była, o dziwo, reklama, którą zobaczyłam kilka tygodni temu w tutejszej telewizji. Zazwyczaj nie ulegam urokowi telewizyjnych czy prasowych reklam, ale ta (przynajmniej dla mnie) była wyjątkowa, chociaż nie promowała ona nachalnie określonego produktu -kremu, alkoholu, czekolady czy też designerskiej kolekcji ubrań. 
Muzyka z piosenki Queen - ‘Sombody to love’ i bajkowa, przedświąteczna sceneria głównej ulicy miasta, z małymi sklepikami, pubami i kawiarenkami. Małe lokalne biznesy, prowadzone od pokoleń przez członków jednej rodziny, dla których jest to często jedyne miejsce pracy i dochodu, jakie znają przez całe swoje życie.


Show your High Street some love. Wyjątkowo ciepła i chwytająca za serce reklama.

niedziela, 10 listopada 2019

Uciekła mi jesień…

Uciekła mi jesień…

Od kilku tygodniu walczę z okropnym wirusem, który jest odporny na wszelkie leki i nawet silny antybiotyk nie daje sobie z nim rady ( nie wiem po co go biorę, przecież antybiotyki walczą jedynie z bakteriami). Okropny kaszel, katar i ból głowy, na ponad dwa tygodnie ‘wyłączył’ mnie z pracy, a od sześciu tygodni skutecznie uniemożliwia mi wyjazdy i odwiedzanie nowych miejsc. Stąd ta pustka na moim blogu i na Instagramie. Facebook też został mocno zaniedbany.
Dzisiaj po raz pierwszy poczułam się lepiej i czuje, że powoli wracam do życia. Bardziej zmęczona jestem chyba tą bezczynnością niż chorobą. Tyle rzeczy mi uciekło… Ta piękna szkocka jesień przede wszystkim.
Obiecuje, że szybko nadrobię zaległości i pokaże wam kilka ciekawych miejsc w Moray, z rejonu, w którym mieszkam, jak również w pobliskiego Inverness.